Przejdź do zawartości

Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrywa się do wolności — i stąd są owe wyjątki w gramatyce, na które się gniewacie.
— Ale poco nam gramatyka? — zapytacie może.
Bo bez gramatyki nie można dobrze mówić, ani tembardziej dobrze pisać.
— A dlaczego to trzeba bez błędów mówić albo pisać, kiedy i tak mnie zrozumieją?
Bo błąd w mowie — to jak plama tłusta i brzydka na fotografji matki, którą kochasz, to jak niestarannie przyszyta łata na ubraniu, w którem idziesz w gościnę. Źle mówić lub pisać — to znaczy krzywdzić swoją mową tych wszystkich, którzy ją z taką czcią budowali. Język smuci się, choruje, — gdy ludzie źle nim mówią. — Pamiętacie, jakem się rozgniewał, gdy któryś z was po raz trzeci powiedział: kajet po arytmetyce. Zdawało mi się wtedy, że ktoś drzazgę lub igłę wsadził za paznokieć żywemu człowiekowi, któremu z bólu łzy napłynęły do oczu.
Gramatyka uczy szanować mowę ludzką i — podziwiać rozum ludzki...
Jeszcze tylko wam dodam, że są ludzie, którzy mówią i piszą gramatycznie i ładnie nawet, ale nieuczciwie i głupio, a są tacy, którzy nie znają gramatyki i do szkół nie chodzili, bo szkoły pieniądze kosztują, a oni byli biedni i pieniędzy nie mieli, — a warci są sto-