Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

są, widzisz, Lolka, nóżki nerwowe, wabiące, dumne, wytworne i pogardliwe, — namiętne i poczciwe, — i każde z nich w pewnych chwilach mają swój uroczek... Ale nogi handlarskie, parwenjuszowskie, — nożyska panny Salcze Apfelgold — brrr!
— Lolka, masz minę, jakbyś się chciała zarumienić.
— Lolka, nie żenuj się: nadmij się, to może się i zarumienisz.
— Lolka, daj buzi w najgorszym razie.
— W górę Lolka! niech żyje Lolka.
— Brawo!... Nasza Lolka!... Nasza!
— Asza, — sza, — aaa.
— Ktoby na Lolkę słowo rzekł, — tegobym siekł, i siekł, i siekł...
— „Gdyby nie dziatek pacierze...“

Tytuł: „Dziecko salonu“. Trochę, jak romans sensacyjny z „Petit Parisien“, albo „Lecture pour tous.“ — A naogół — bzdurstwo, — i spać mi po nocach nie daje.