Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dów, zawieszonych na suficie sznurów, kółek, trapezu, drągów i porozwieszanych na ścianie szpad, rusznic i masek drucianych — nie zawierała nic. W stołowym środek pokoju zajmował wielki stół dębowy, przy nim krzesła; pod ścianą stał wielki kredens dębowy, na ścianach portrety przodków rodziny Zaruckich. Gabinet hrabiego posiadał biurko wielkie, fotel, ceratą kryty, globusy, mapy, książki, papiery i wielką ogniotrwałą kasę.
A do dwóch małych pokoików wprowadzono osobno Antosia i Mańkę.
Mańka, pozostawszy sama, usiadła na krześle i senna, znużona, oparła głowę na dłoniach i zamyśliła się.
Za to Antoś rozglądał się po swym pokoju uważnie.
— Pi! pi! Jest łóżko, szafka, stół, dwa krzesła, umywalka. Okno wychodzi na ogród. Wcale nieźle. Tylko że tu chyba będzie piekielnie nudno — pomyślał sobie. — A no, zobaczymy.
Ta cała awantura zaczynała mu się teraz podobać. Gdyby to towarzysze z Warszawy wiedzieli o jego przygodzie, dopieroż by się ździwili — dopieroż by on urosł w ich oczach, no, no!
W szafce tkwił klucz; otworzył ją. Pół szafy zajmowały półki, na których poukładana była bielizna.
— Pi! pi! dwanaście czystych koszul — powiedział półgłosem — to ci pycha dopiero. Ciekawym, czy mi to pozwolą zabrać ze sobą.
Drugą połowę szafy zajmowały ubrania: palto, spodnie, bluza.