Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dzwonek pierwszy i drugi. Katarynka gra i gra. Muzyk z czerwonym nosem, z przymkniętemi oczami, kręci korbą, i piskliwy, ponury dźwięk katarynki naśladuje coś, jakby walca, jakby wyjątek z opery.
— Szanowna publiczności, nadzwyczajne amerykańskie sztuki magiczne. Kto nie widział, niech zobaczy, kto widział, sam wejdzie. Połykanie miecza i śniadanie z rozpalonego żelaza. Wejście dla garbatych, kulawych pięć kopiejek, ślepi i bez głowy darmo.
Trzeci dzwonek, i kurtyna z czerwonego perkalu w niebieskie kwiaty podnosi się.
Zainteresowanie widzów wielkie.
Następuje połykanie miecza, odgadywanie kart, gotowanie jajecznicy w cylindrze.
Antrakt. Kurtyna spuszczona. Dziewczynka z posiniałemi wargami wchodzi z talerzem między publiczność. Ma na sobie brudną białą sukienczynę i białe połatane pończochy.
— Proszę dać, co kto może, bo później nie będę brała.
I z grymasem, imitującym uśmiech, obchodzi widzów.
Antek ją zna, widywał ją na Powiślu wśród bandy dzieci.
Dzwonek.
Druga część przedstawienia. Magik — czarnoksiężnik i dziewczynka.
— Szanowna publiczności, oto wielka gimnastyczka, hiszpańska bajaderka, niezwykłe, cudowne dziecko.