Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gaty Pennel dał aż cztery centy, a świnia Czarli tylko centa; w dodatku się targował, że on i tak z bibljoteki Dżeka korzystać nie będzie, bo jak zechce, to sam sobie kupi.
Pani bardzo uprzejmie prosiła, żeby w przyszłości Dżek uprzedzał panią, jakie nowe książki chce włączyć do katalogu, bo pani odpowiada przed kierownikiem za wszystko i może mieć przykrości.
Zastosował się Dżek do życzenia pani, bo coraz to ktoś przyniósł jakąś nową książkę. Ostrożniejsi, którzy obawiali się, że bibljotekarz nie poradzi sobie, teraz nabrali zaufania i przynosili coraz chętniej. Półki wprawdzie się nie zapełniły, bo coraz większa ilość książek była u dzieci.
Pani przyniosła dwa duże tygodniki z obrazkami w oprawie. Dżek miał wydawać je tylko najporządniejszym, bo to były właściwie tygodniki dla dorosłych, więc nie do czytania, tylko bardzo ładne w nich były ilustracje.
Tak, i dorośli mają w swoich książkach i pismach obrazki, ale że nie wypada, żeby dorośli patrzyli na obrazki, jak dzieci, więc nazwali je inaczej — mądrze: ilustracje.
Spełniła się przepowiednia Fila: cały oddział zaczął czytać tak, aż furczało. Dawniej tylko Dżems i Harry rozmawiali czasem o książkach, a teraz już prawie wszyscy.
Dżek dokupił jeszcze jedną bardzo pożyteczną książkę, jak z palców robić cienie na ścianie. Naprzykład trzyma się poziomo duży i wskazujący palec, średni zgina się i opiera o wskazujący. A jak