dawanie książek. I zrozumiał teraz, dlaczego kupcy i fabrykanci wywieszają na słupach, na szyldach, a nawet na ścianach i dachach ogromne ogłoszenia z napisem:
Dawniej dziwił się, bo jeśli komu potrzebne, a ma pieniądze, przecie i tak kupi.
— To prawda: reklama jest dźwignią handlu.
Koło stolika zebrała się połowa klasy:
— Mnie — mnie — ja chcę — nie pchaj się — ja pierwszy — Dżek, prędzej, bo muszę iść do domu.
Nawet najspokojniejsi się pchali. Szczęście, że Fil dostał już rano swoją książkę: byłoby nie do wytrzymania.
— Dżek, tylko pamiętaj, że ja zamówiłem.
Tymczasem brali byle co, aby tylko Dżek zapisał nazwisko, aby znać było, że biorą książki.
Klaryssa poszła, jak zwykle, do domu, a Dżekowi naprawdę trudno było dać sobie samemu radę. Ten i ów ofiarował mu się z pomocą. Ale Dżek zauważył w tłumie Nelly i pomyślał, że byłoby dobrze, żeby ona mu pomagała. Dla Nelly schował Dżek książkę: »Lalka ze szmatki i papieru«, ale nie wiedział, co robić, żeby inne dziewczynki nie zauważyły.
— Dżek, daj i mnie coś, — mówi Nelly.
— A możesz troszkę poczekać?
— Dobrze, — zgodziła się Nelly.
Aż przyszła i jej kolej. Klasa była już pusta.
— Jaką ci dać książkę? — pyta się Dżek, ale strasznie się wstydzi.
— Nie wiem. Daj jakąś, — mówi Nelly i wzru-