Była to wiosna, noc księżycowa,
Rozkoszna, cicha, jasna, majowa,
Księżyc żeglował ponad dąbrowę,
Skrzyły się rosy dyamentowe.
Szedłem ścieżyną, przez zbożne niwy,
Od mej kochanej, ach jak szczęśliwy.
Słowiczek nucił w gęstej leszczynie,
Jam marzył o mej lubej dziewczynie.
Szedłem powoli, krętym chodnikiem,
Porównywałem siebie z słowikiem,
Co nad gniazdeczkiem swojej mileńkiej,
Śpiewał jej do snu śliczne piosenki.
Myślałem: śpiewaj słowiczku luby,
I mnie gdy złączą z dziewczyną śluby,
Zbuduję domek w pośrodku niwy,
I będę taki, jak ty szczęśliwy...
Znów była wiosna i noc majowa,
Ciemna pochmurna, cicha grobowa,
Powietrze było smutkiem ciężarne,
Smutno szumiały drzewa cmentarne,
Jam przez cmentarne mogił kurhany,
Szedł płakać na grób swojej kochanej,