Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w szkole.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Romek i Amelka, — zwróciła się do najstarszych dzieci, — niech prędko idą na spotkanie Anielki! Jestem bardzo niespokojna, że dziecka jeszcze do tej pory nie widać!
Rodzeństwo poszło.
— Anielciu! Anielciu! — rozbrzmiewało wśród śnieżnej ciszy.
Nie było odpowiedzi i dzieci poczęły się również niepokoić. Ile sił w nogach, biegły coraz dalej i dalej. Aż wreszcie na zakręcie leśnej ścieżki natknęły się na małe saneczki, na których siedziała śpiąca Anielka.
— Anielciu! Anielciu! — zawołali obydwoje, potrząsając dziewczynką ze strachem. — Chodź, wstań, chodź do domu!
— Tak... tak... do domu, — wyszeptała Anielka.
Ręce i nogi jednak miała tak zesztywniałe, że w żaden sposób nie mogła się podnieść z sanek. Wówczas Amelka zdjęła z siebie gruby wełniany szal, okryła nim Anielkę, położyła ją na sankach i obydwoje z Romkiem poczęli biec szybko, ciągnąc saneczki ze śpiącą siostrzyczką do domu.
— Całe szczęście, że was posłałam! — rzekła matka, a kolana ugięły się pod nią z przerażenia.