Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Coraz bardziej dziwny wydawał się Anielce ten dziedziniec, aż wreszcie pewnego ranka, trzymając właśnie w ręku nową białą filiżankę pani Bielawskiej, przypomnieli jej się ci ludzie, których w szarych ubraniach widziała po swoim przyjeździe na ulicy Dworcowej. Ci spacerowicze, tam za murem nosili takie same ubrania. Więc to było więzienie i ci wszyscy ludzie, zarówno kobiety, jak i mężczyźni musieli być więźniami!
Ta świadomość i sam fakt, że z okna kuchennego mogła widzieć dziedziniec więzienny, do tego stopnia przejęły Anielkę, że o wszystkiem innem zupełnie w tej chwili zapomniała.
Trach! Nowa biała filiżanka leżała w skorupach na podłodze, a pani Bielawska wyrywała ściereczkę z ręki Anielce.
— Skaranie boskie z tą dziewczyną! — wołała. — Zapłaci mi Aniela za tę filiżankę. Nic Aniela nie umie, nawet naczyń nie potrafi przyzwoicie wytrzeć. Takiej głupiej pomocnicy jeszcze nigdy w swojem życiu nie widziałam!
Zdenerwowana chlebodawczyni przez cały dzień nie mogła się uspokoić. Tak samo figurki, ta dziewczyna tak niezręcznie bierze je do ręki, że poprostu patrzeć nie można, a okurzone fotografje zawsze stawia nie tak, jak stać powinny. Również nigdy jej na myśl nie przyjdzie, że szydełkowe serweteczki leżące na stolikach i na komodzie, trzeba od czasu do czasu zdjąć i wytrząsnąć. Trudno sobie wyobrazić podobnie głupią dziewczynę.
Wewnątrz domu zadźwięczał dzwonek. Widocznie pana Bielawskiego niema w sklepie.