Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przygasało. Chudła również i suknia poprostu wisiała już na niej.
— Matka dobrze nie gotuje, — myślała często, — a po tej codziennej kawie zaraz człowiek jest głodny.
Na dokupywanie jedzenia, a szczególnie tego, co lubiła, nie miała pieniędzy, to też przeważnie była głodna i prawie zawsze senna. Obowiązki swe spełniała raczej automatycznie, mówiła, śmiała się nawet, chodziła do pracy i wracała, ale samej sobie wydawała się jakimś obcym człowiekiem, kimś nie mającym nic wspólnego z dawną Anielką, pełną werwy i radości życia.
— Kiedyś trzeba będzie odszukać Andzię od bydła i wstąpić do Bielawskich, — postanawiała, zawsze jednak odkładała to na potem.
Siostry jej należały do chóru i co niedzielę chodziły na lekcje śpiewu. Anielka nie mogła z niemi chodzić, bo nie miała nawet odpowiedniej sukienki. Nie śpiewała już teraz również i nie grała na mandolinie, jak dawniej. Siostry tego zrozumieć zupełnie nie mogły.
— Panno Anielo, niech pani uważa, — zwracał jej niejednokrotnie uwagę właściciel składu porcelany, gdy stała za ladą ze wzrokiem utkwionym w przestrzeni, zamiast obsługiwać klientów. — Pewnego pięknego dnia znudzi mi się ta pani praca i wezmę inną panienkę!
Ale co pomagały te przemowy, skoro Anielka samej siebie odnaleźć nie mogła? Dziewczyna,