Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podczas pierwszych tygodni zajęcie to wydawało jej się nawet przyjemne i wesołe. Przecierała szklanki, aby świeciły się na półkach i zwracała się do klientów z najbardziej uprzejmym uśmiechem. Każde wejście nowego klienta było dla niej zawsze nową i przyjemną niespodzianką, każde zapakowanie paczki — dobrym uczynkiem.
Ale, gdy wieczorem wychodziła ze sklepu na ulicę, orjentowała się dopiero, że jasnego dnia nigdy nie widziała. Pragnęła za tę uciążliwą pracę zdobyć coś dla siebie, coś własnego, coś, coby jej tylko mogło sprawić przyjemność.
— Umiem zupełnie nieźle szyć, — oświadczyła pewnego razu Milusi, która chodziła do szkoły kroju, — spróbujemy do spółki uszyć jakąś nową suknię.
Ale Milusia miała zupełnie inny gust i absolutnie nie mogły się z sobą porozumieć.
— Zawsze się tylko sprzeczacie, jak jesteście razem, — biadała matka. — Ustąp, Anielciu, przecież Milusia zna się na tem lepiej.
I w ten sposób realizowały się wszystkie dobre chęci Anielki, a o nowej sukni przestano już wogóle mówić.
— Żebym chociaż miała maleńką własną izdebkę, — myślała Anielka. — Izdebkę, w której mogłabym sama szyć, pisać i swoje drobnostki poustawiać, w której czułabym się, jak u siebie w domu! O ile przyjemniej i lepiej było mi u pani Rage na Kresach!
Niejednokrotnie wieczorami zasypiała Anielka ze łzami w oczach. Coś jej brakowało mimo wszy-