Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pociąg ruszył. Dworzec zniknął w oddali, wraz z nim zniknęło wszystko, co piękne, słoneczne i szlachetne!
Anielka stała zapłakana w otwartem oknie przedziału, upajając się widokiem wież kościelnych, oddalonych pagórków i błękitnego nieba, zawieszonego nad miastem. Przysłuchiwała się z bijącem sercem tej dziwacznej miejscowej mowie, która stała się drugim jej ojczystym językiem i przysporzyła tyle radości. Teraz Anielka była jak zbłąkane ptaszę, roztrzepotane w kąciku klatki, która na obracających się z turkotem kołach podążała znowu do K.
Zapadał już wieczór, gdy pociąg zbliżał się do celu. Rozległy się z oddali dzwoneczki bydła, pasącego się na łąkach, a białe tynkowane chałupki połyskiwały w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.
Gdy Anielka wyjrzała przez okno, dostrzegła w oddań tak dobrze znane wieże sterczące ku niebu i dachy domów, połyskujące ku niej uśmiechem. Czy to wszystko zawsze było takie ładne? A gdy pociąg ze zgrzytem szyn wjechał na dworzec powitały Anielkę sobotnie dzwony kościelne, rozbrzmiewające po całem mieście pieśnią wesela świątecznego.
Ojczyzno, jaka jesteś jednak urocza, przebiegło przez myśl Anielce i cały ciężar, spoczywający dotychczas na sercu, niewiadomo gdzie się podział.
Z pewnością wszyscy już w domu z tęsknotą oczekują jej przyjazdu. Jakaż była niewdzięczna, że nie radowała się samą myślą o tej chwili spot-