Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kwiczeniem świń połączył się ryk syreny statku
— Niech licho porwie! — pomyślała Anielka, której serduszko jeszcze mocno biło ze strachu, lecz usiłowała odzyskać równowagę, bo stojący opodal chłopcy, patrząc na nią, poprostu słaniali się od śmiechu.
Mimo to jednak, postąpiwszy kilka kroków naprzód, Anielka znowu przystanęła, przyglądając się z ciekawością drugiemu statkowi, który sprawiał wrażenie mieszkalnego domku. Nie, stanowczo nie odważyłaby się tem pojechać. Przecież takie coś może z byle jakiego powodu wylecieć w powietrze. Statek tymczasem pruł dumnie fale rzeki i dysząc majestatycznie, zbliżał się do brzegu.
Wraz z innymi gapiami, oczekującymi w przystani, Anielka zbliżyła się również do statku, aby mu się lepiej przyjrzeć. Ach, nawet pokoje były tam wewnątrz, zupełnie, jak w eleganckiej gospodzie! A nawet podłoga, nie, jak matkę kocham, taka posadzka, jak na sali tanecznej! Przecież jednak przyjemnie musi być mieszkać sobie w takim pokoju i płynąć po wodzie, jak łódką, na której trzeba głupio siedzieć tyłem i nie przestawać wiosłować.
Ludzie poczęli popychać Anielkę.
— Panienka też wsiada? — zapytał jakiś marynarz, ujmując ją pod ramię.
W tej chwili Anielka nagle się ocknęła, i nie oglądając się już, poczęła biec szybko w stronę targowego placu. Trzeba przecież wszystko jaknajprędzej załatwić, bo pani Bielawska znów się będzie gniewać.