Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wickim nie było tak wesoło i przyjemnie, jak właśnie tego wieczora.
— Dobre to były czasy, — szeptali staruszkowie, — złote czasy!
Księżyc skrył się za domem. W strumyku przygasł srebrny jego blask, a głowa wuja Jaśka znowu opadła na piersi. Jednak na twarzy jego ciągle jeszcze jaśniał wesoły uśmiech. Po raz ostatni palce wujenki uderzyły w struny mandoliny. Zwolna poruszyły się wargi słuchaczy. Rzewna pieśń, pieśń pożegnania zabrzmiała wśród nocy, a potem znowu zapanowała cisza.
Gdy nazajutrz rano słońce wschodziło, Anielka z babcią szły już śpiesznie wąską ścieżką w stronę doliny. Powiewały za niemi białe chusteczki mieszkańców Krzywicy na pożegnanie. Koszyki dwóch naszych podróżniczek ciężkie były od upominków, od masła, strucelek i placków pszennych, mimo to jednak zarówno babcia, jak i Anielka odczuwały w sercach dziwny ból. Tym razem babcia postanowiła, że udadzą się odrazu do Wiatrowa, aby stamtąd pojechać do domu pocztowym dyliżansem.
— Może tam będzie mniej ludzi i łatwiej będziemy mogły się dostać, — mówiła.
Babcia szła dziwnie ociężałym krokiem, często przystawała, oglądała się i wzdychała. Anielce wydała się dzisiaj staruszka jakaś zupełnie inna, niż dotychczas. Niepokoił ją wygląd babci, chociaż w głębi duszy uradowana była, że wraca już do domu. Dla każdego z rodziny niosła Anielka jakiś podarunek. O nikim w Krzywicy nie zapomniano!