Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drukowany był w Czasie i że zaczynał się od znaku +. Treść jest wzięta z ostatniej mowy ks. kardynała Szwarcenberga i z prawdziwie Mensdorffowskim sprytem zastosowana do galicyjskiej Rady szkolnej, która pomimo konkordatu poważyła się zarządzić co potrzeba w sprawie nadzoru szkół, skoro konsystorz metropolitalny grecko-katolicki we Lwowie rozdąsał się do tego stopnia, że wypuścił oświatę ludu z pod swojej błagoczynnej opieki. Zdaniem Benjaminka reakcyjnego, nasi radcy szkolni, niewyjmując pana Starkla, powinni byli przywdziać włosiennice, posypać popiołem swoje grzeszne głowy i z gromnicami w ręku klęczeć na krużganku u św. Jura, pókiby księża kryłoszanie nie raczyli wszystkim błagoczynnym, prychodnykom, diakom i poddiaczym polecić na nowo, ażeby i nadal, jak dotychczas, mieli pieczę około moralnego i naukowego wykształcenia ludu, a mianowicie, by pilnie przestrzegali uiszczania kwartalnej przedpłaty na Pyśmo do hromady ze strony gromad, i zawarte w niem zasady wszczepiali w umysły przyszłych pokoleń. Osobliwie powinna była Rada szkolna prosić, by młodzieży unickiej uwydatniano plastycznie różnicę między mitrą na głowie św. Mikołaja a infułą św. Stanisława, między Chrystusem ukrzyżowanym z napisem: J. N. R. J. a Chrystusem, nad którego głową prokonsul rzymski, snać przeczuwając Stadjona i Szmerlinga, położył tenże sam napis grażdanką, w tłumaczeniu russkiem. Powinna była Rada szkolna błagać św. Jura, by nie dał dziatwie ruskiej zapomnieć, że jej własnością pitomą są wszystkie lasy, pastwiska i grunta od Nowego Sącza aż do Kut, że kto nie komunikuje się pod obydwoma postaciami, nie jest człowiekiem korenno-russkim, i że jeszcze od czasu Chama, Sema i Jafeta jedną uprawnioną tu narodowością nie jest ani polska, ani „chachołska,“ ale russka, wyklejona z kartonu w czasie wielkiego zamięszania języków przy budowie wieży Babel i szczęśliwym trafem odszukana przez wielkich mężów, między którymi tak znakomite zajmują miejsce poeci, artyści i artystki, sławieni w przedsłowiańskim dzienniku Zukunft! O Benjaminku, Benjaminku, quare me persequeris?
Mieliśmy w tym tygodniu przedstawienie amatorskie — ale to nowina także nie całkiem brukowa, bo dochód przeznaczony jest na cel dobroczynny extra muros. Jeżeli mówię: dochód, to mam na myśli sumę, która pozostała po opłaceniu 300 zł. panu Miłaszewskiemu za odstąpienie wieczoru. Pan Miłaszewski kocha Litwinów, konfinowanych w Warszawie, jak braci, ale rachuje się z amatorami, jak — p. Miłaszewski. Mimo tego ścisłego rachunku, dzięki udziałowi publiczności naszej, zawsze gotowej do popierania szlachetnych celów, trudy amatorów nie były bezowocne. Przedstawienie przyszło do skutku staraniem kilku pań, pod przewodnictwem pana R. — Innych liter początkowych nie wymieniam, bo nie wszystkie nazwiska są mi znane, a niechciałbym nikogo opuścić. Publiczność z przyjemnością powitała na scenie dawno niewidzianych Karpackich Górali, Korzeniowskiego. Niektóre role w tym dramacie odegrane były z wielkiem talentem, wszystkie zaś świadczyły o dobrych chęciach i szczerych usiłowaniach dyletantów, którym niechaj przynajmniej to publiczne uznanie będzie nagrodą i podziękowaniem za poświęcone trudy. Ciekawe intermezzo wydarzyło się — nie podczas przedstawienia, ale przed niem i po niem. Pewien organ opinji publicznej, trudniący się w chwilach wolnych od krzewienia idei kameralno-demokratycznej i innej epizootji tego rodzaju, także