Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że p. baron Komers jest prezydentem c. k. wyższego sądu krajowego we Lwowie. Nie jest tajemnicą, że p. prezydent nie umie nawet tyle po polsku, ile tego potrzeba tak wysokiemu dygnitarzowi, ażeby mógł myśleć w jakim języku. Ponieważ na takich wysokich stanowiskach mówi się z urzędu i konieczności więcej, niż się myśli, a pisze jeszcze więcej, niż się mówi, więc łatwo obliczyć, że znajomość języka polskiego, wystarczająca zaledwie do sformułowania prezydjalnych myśli, w mowach prezydjalnych zawodzi przy każdem niemal słowie, a w pismach to już z nią „ani rusz“. Nie jest dalej tajemnicą, że oprócz p. prezydenta jeszcze większa połowa pp. radców apelacyjnych cierpi na ten sam brak znajomości mowy polskiej, i że w skutek tego, rozporządzenie rządowe, zaprowadzające język polski w wewnętrznej manipulacji sądów, znane całemu światu, jedynie w Galicji wschodniej zostało tajemnicą. Z dzisiejszego artykułu wstępnego Gazety można się zresztą dowiedzieć o innych jeszcze, wcale nietajnych niedostatkach, należących do tej kategorji.
Zresztą w ogóle, pozbędziemy się w tych dniach wszystkiego, co leży ukryte w głębi serc naszych, i nie będzie już żadnych tajemnic w Galicji, dzięki agitacji wyborczej we Lwowie. Każdy wygada się z tem, czego nie myślą.
Gdyby nie fatalna trema oratorska, która mię napada na widok większego zgromadzenia, możebym i ja znalazł nakoniec długo pożądaną sposobność do wypowiedzenia różnych rzeczy, które mam na sercu.
Szczęśliwe to położenie byłych członków Towarzystwa narodowo-demokratycznego i Volksrednerów. Ci nie mogą się skarżyć na brak wprawy: najliczniejsze zgromadzenie nie imponuje im, nie sprawia tremy. Przyczynę tego fenomenu wyjaśnia poniekąd anegdota, która „stoi“ w Meidingerze, i jest przeto tak starą, że powtórzę ją tu śmiało, bo nie każdy ją pamięta.
Gdy kardynał Mazarin objeżdżając Francję wstąpił do kościoła w pewnem małem miasteczku, miał w jego obecności kazanie braciszek od OO. kapucynów. Kaznodzieja mówił z tak niezwykłą śmiałością i werwą, że kardynał widział się zniewolonym, spytać go, gdzie nabył takiej wprawy i pewności siebie. — Wasza Eminencjo, rzekł braciszek, uczyłem się mego kazania przed grządką prostej kapusty, w której środku znajdowała się jedna wielka, czerwona kapuściana głowa. — Mówią, że kardynał nie wziął tej aluzji do siebie, i spodziewam się, że szanowne nasze Towarzystwo narodowo demokratyczne pójdzie za tym jego chwalebnym przykładem.
Panowie demokraci i federaliści darują mi jednak, jeżeli — nie porównując bynajmniej zacnego ich grona do grządki z kapustą, ośmielę się twierdzić, że z pomiędzy ich szeregów sterczą rzeczywiście i przerastają innych, jak owa wielka czerwona kapuściana głowa, mężowie znamienitsi i najznaminitsi. Do rzędu tych piramidalnych objawów federalistycznej demokratyczności, niechaj mi wolno będzie zaliczyć owego posła i radnego gminy, który oświadcza w dziennikach krajowych, że skargę do ministerstwa na Radę szkolną podpisał jedynie z uczucia solidarności, jako radny miasta, i że przeto (słuchajcie! słuchajcie!) niesłusznie wyrzucała mu Gazeta Narodowa, jakoby uwłaczał autonomicznym dążeniom kraju. Zaiste, jest to „solidarność“ niesłychana