Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i jeziorami, i dla przyległych błot i moczar niedostępny. Nie przypuszczali więc Nowogrodzianie, aby wojsko Witołdowe w porze letniej mogło przez lasy, bagna i jeziora, zaledwo ptastwu i dzikim zwierzętom przystępne, dostać się do Nowogrodu, gdy nawet kupcy nie w innym czasie, jak tylko w zimie, kiedy mrozem ścinają się wody, zajeżdżać do niego zwykli z towarami. Dlaczego z szyderstwem powtarzali: „że nim Witołd nadciągnie, będą się tymczasem bawić warzeniem i syceniem miodu.“ Ale usiłującemu nie ma nic trudnego i niepodobnego; a im większa praca i znoje, tém świetniejsza za nie chwała. Gdy więc książę Witołd przybył do wielkiego lasu, zwanego Czarnylas, który dzień jeden przebywać trzeba, chociaż droga była śliska i zawad pełna, nie odstręczył się trudnościami książę, przywykły walczyć z niemi na przebój, ale urządził pochód wojska w ten sposób. Wysłał naprzód dziesięć tysięcy pieszego ludu z siekierami, i kazał im przez cały las ciąć gościniec. Za temi wyprawił zastęp zbrojny Polaków, aby ich pracą zajętych od wszelakiego napadu zasłaniał. O ile więc tamci wyłamali wrębu, o tyle straż Polska z wolna się podsuwała; a za nimi postępowały inne wojska. Niebawem sporządzono mosty wystarczające na kilka mil drogi, co ułatwiały lasy stojące na okół, i mnóstwo robotników mogących z dziełem pospieszać. W ten sposob ów las bagnisty i trudny do przebycia najprzód przerąbano, a potém mostami podesłano, tak iż o zachodzie słońca wojsko całe wychyliło się na miejsce suche i otwarte, gdzie zatknięto obozy. Ztamtąd ruszywszy poczęło dążyć ku Nowogrodowi i dotarło aż do zamku Opoczki, odległego tylko o mil czternaście od Nowogrodu; i niezwłocznie zamek ten, jako należący do Nowogrodzian, ścisnęło oblężeniem, w nadziei, że albo przemocą go zdobędzie, albo głodem do poddania się przymusi. Było w pomienionym zamku na załodze i do obrony trzy tysiące ludzi i tyleż koni. Bito więc z rozkazu książęcia do murów twierdzy z kusz wielkich i dział drewnianych, szturmowano z wieżyc taranami; wszystko wojsko dzień cały strawiło na jej dobywaniu; nie trudne bowiem zdawało się dobycie, z przyczyny niemęztwa i niedoświadczenia w sztuce wojennej oblężeńców. Przerażeni byli Nowogrodzianie dwojaką trwogą: nadejściem Witołda, którego się wcale nie spodziewali, i oblężeniem zamku Opoczki; zkąd większe jeszcze przewidywali nieszczęścia. Osądziwszy zatém, że lepiej było prosić o pokój, niżeli się opierać, zażądali zawieszenia broni; na które gdy zezwolono, wysłali do książęcia Witolda, zajmującego się oblężeniem zamku Opoczki, biskupa i czternastu starszyzny Nowogrodzkiej. A gdy doniesiono Witołdowi o ich przybyciu, zasiadł na ustawionym majestacie, zasłoniony od upału słońca namiotem purpurowym; wojsko zaś pod bronią obok niego stojące uszykował w dwa rzędy długie, co ich wielkim strachem przerażało. W takiej postawie przyjmował posłów: którzy wpuszczeni w po-