Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i uposażenia, własnemi upewnione zapisy. Zdarzyło się, że kiedy rzeczonych Żmudzinów mistrz Mikołaj Wężyk, zakonu Dominikańskiego, kaznodzieja królewski, nauczał wiary, a mówiąc przez tłumacza, rozprawiał szeroko o stworzeniu świata i upadku pierwszego człowieka; jeden Żmudzin, w mniemaniu, iż pomieniony mistrz Mikołaj Wężyk opowiadał o tém wszystkiém jakby o rzeczach wydarzonych za jego wieku i pamięci, i jakby sam miał patrzeć na stworzenie świata, człek prosty i słabego rozumu, nie mógł sobie tego pomieścić w głowie, odezwał się więc temi słowy: „Kłamie ten ksiądz, Miłościwy Królu, twierdząc jakoby świat ten miał być stworzony; gdy bowiem człowiek jest nie stary, jakże może świadczyć i upewniać, że pamięta stworzenie świata? Sąć między nami ludzie daleko starsi i przeszło stuletni, a tego stworzenia nie pamiętają; wiedzą tylko, że ponad temi górami i potokami słońce i miesiąc, tak jako i inne gwiazdy, zawzdy świeciły.“ Władysław król, kazawszy mu przestać mówić, odpowiedział: „że mistrz Mikołaj Wężyk o stworzeniu świata prawdę mówił; nie twierdził bowiem, iżby świat za jego pamięci był stworzony, ale że go Bóg przedwieczny przed sześciu tysiącami i sześciu set laty wszechmocnością swoją stworzył.“ Dodał przytém: „że tenże Bóg wszechmogący cudownie wyprowadził na świat człowieka, i utworzywszy go na podobieństwo swoje, umieścił w raju roskoszy; a gdy ten człowiek pierwszy w raju zgrzeszył, i na wszystko potomstwo swoje sprowadził przez to śmierć i potępienie, Bóg cudowniej go jeszcze odkupił, zesławszy na ziemię Syna swego, z przeczystej Dziewicy narodzonego, i nadał przezeń światu nowy zakon i prawo.“

Król troskliwy o dobro Żmudzinów daje im za zwierzchnika Kinzgałę, męża wielkiej pobożności i cnoty, a sam wraca do Wilna.

Po nawróceniu za łaską Bożą narodu Żmudzkiego, gorliwém staraniem króla Polskiego Władysława, gdy tenże król zamierzał Żmudź opuścić, a znał płochy i niestały umysł Żmudzinów (zwłaszcza że już niektórzy z tych, którzy się ociągali z przyjęciem wiary i chrztu świętego, żywo dotknięci zniszczeniem swoich fałszywych bogów, i zgaszeniem ognia, który miany był u nich za święty i wieczysty, składali tajemne rady i namowy, w celu wzniecenia na nowo ognia świętego, uważając, że popiół w miejscu zgliszcza jeszcze był ciepły, i mówili między sobą: „jak tylko król się oddali, a my z dawnego zarzewia zdołamy ogień wskrzesić, przekonamy się, że bóstwo nasze nie mogło być zniszczone“); zatrzymał się jeszcze między niewiernemi przez dni kilka, a w ciągu tego czasu kazał nosić wodę z rzeki Niewiaży, i lać obficie aż do zatopienia owego zgliszcza. Nadto postanowił