Strona:Jan Sygański - Z życia domowego szlachty sandeckiej.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Marcin Ziółko, szyjąc mu stale, dobierał zawsze do bramowania jego strojów karmazynowego sznurka.
Pan podrzęczy wielką wiarę pokładał w Bogu i wstawiennictwie bł. Kingi, do której uciekał się w każdej potrzebie. Córkę Annę, już dogorywającą w obłożnej chorobie i zaopatrzoną przez miejscowego proboszcza św. Sakramentami, babka kościelna doglądająca chorej, obiecała uroczystym ślubem do grobu Kingi. I oto chora jeszcze w obecności kapłana przychodzi do siebie, podnosi się i opuszcza łoże boleści. Jakżeż rodzice nie mieli wierzyć w cud i ufać patronce sandeckiej ziemi?
W r. 1622 grasowało w Starym Sączu morowe powietrze, mnóstwo pochłaniając ofiar, nie tylko wśród ludności miejscowej, lecz także między zakonnicami i duchowieństwem. Koziarowski przywiózł zarazę w dom i rychło poczuł się słabym. Mimo to, nie chcąc dalej rozszerzać trwogi, zasiada do stołu razem z domownikami. Aż tu przy stole siedząca panna służąca nagle blednieje, pada i umiera. Zerwali się wszyscy od stołu, podnosząc na klęczkach błagalne dłonie do bł. Kingi. Prośba wysłuchaną została, uszli szczęśliwie zarazy!
Ta głęboka wiara utkwiła w pamięci rodziny Koziarowskich, których głową była sędziwa Katarzyna Jordanowa, teściowa Olbrachta Koziarowskiego, a babka czteroletniego Samuela, którego także prawie dogorywającego ofiarowała stawić do grobu Kingi i wyzdrowiał szczęśliwie. W końcu ociemniały Andrzej Koziarowski, brat wymienionego Stanisława, słysząc o tych cudach, przyjechał z Kowali o 30 mil, a wysłuchawszy nabożnie mszy św. u grobu bł. patronki, odzyskał wzrok.

Podobnych przykładów znajduję więcej. Stanisław z Żelichowa Złocki wraz z małżonką swoją, Zofią z Rupniewskich, doznał po trzykroć od bł. Kingi nadzwyczajnej łaski. Najprzód w r. 1612 ofiarowali do grobu Kingi chromą od urodzenia córeczkę Katarzynę, która niebawem odzyskała zupełnie siły. Powtóre 1618 r. półtoraletni synaczek Aleksander ciężką złożony gorączką, ofiarowany do grobu Kunegundy, wyzdrowiał nadspodziewanie. Wreszcie 1622 r. sam Stanisław Złocki, dotknięty morowem powietrzem w Krakowie, gdy już zdesperowany ostatniej wyglądał godziny, przez żonę swoją polecony nabożnie Kunegundzie, ocalał szczęśliwie i zdrów do rodzinnych powrócił progów.[1]

  1. Frankowicz, str. 365, 373, 374, 380, 354, 342, 333.