Strona:Jan Sygański - Z życia domowego szlachty sandeckiej.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie ukłonił się i poszedł dalej. Zdaje się, że mu się wyrwało jakieś słówko, ubliżające Aryanom, bo Abraham Krzesz, w dołomanie sutym czerwonym mając dosiadać konia, zwraca się obrażony i woła:
— „Chodź sam, chłopie!... komu służysz?“
— „Jegomości panu Jędrzejowi Rzeszowskiemu!...“ — ostro odpowiada Raszkowicz i idzie dalej, sparłszy rękę na szabli.
W tej chwili państwo Rzeszowscy wyglądali ze swej gospody, a widząc zaczepkę, chcą wołać Raszkowicza. Zofia Potoczkówna, służąca gospodna Agnieszki Wolińskiej, odzywa się uprzejmie: „Pójdę ja po niego“ — biegnie i woła, aby szedł natychmiast do pana. Zwrócił się, idzie. Wtem Władysław Krzesz, dosiadłszy konia, dojeżdża, a zbliżywszy się, powtarza pytanie: „Chłopie! komu służysz?...“ a potem uderza go w łeb obuchem toporka, który trzymał w ręku. Uderzony zgiął się z boleści i pyta: „Com Waszmości zawinił?...“
Krzesz zaś zapamiętały w gniewie bije go kilka razy, aż się spadało toporzysko u siekierki jego. Więc Raszkowicz ze swej strony, pytając groźno: „Com Waszmości winien?“ — dobył szabli i natarł. Widzi to Abraham Krzesz, już dosiadłszy konia, więc wołając: „bij, zabij!“ — pędzi w pomoc bratu: za nim spieszy pachołek także zbrojno i konno. Raszkowicz, czując widocznie przemoc, z szablą w dłoni uchodzi do gospody Jerzego Kieszkowskiego, gdzie stał pan jego. Lecz Krzesze zajeżdżają drogę i nacierają. Wpada więc do gospody Wojciecha Skowronka, rymarza, gdzie miał konia swego, i zawiera bramę. Krzesze wołają: „Otwieraj!...“ i strzelają 18 razy, mierząc w szczyt dachu, a za każdym strzałem powtarzając wołanie.

Zbiegają się tłumnie mieszczanie i byliby się ich może imali, lecz nadbiega i czeladź ich zbrojna. W sąsiednim domu mieszkał sławny malarz, Floryan Benedyktowicz,[1] właśnie nieobecny. Żona jego Jadwiga, bojąc się pożaru od strzałów w dach, wysyła chłopca z wodą na górę od wszelkiego wypadku. Na górze suszyły się obrazy Świętych, w naprawie będące, poświęcone. Kulki padały gęsto, a jedna z nich ugodziła i zdziurawiła obraz. Chłopiec ze strachem i zgrozą zbiegł i zeznał, co się dzieje, a nabożni katolicy załamali ręce.

  1. Artis pictoriae insignis professor et magister 1627–1652. Zmarł w czasie morowego powietrza 1652 r. Act. Scab. T. 63, p. 328.