Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział xx.

Kliczka.

Miejscowość Kliczka leży na samej prawie granicy Mandżuryi. Jest to okolica naga, pagórkowata, dzika i smutna. — Ludność tubylców jest mieszana i składa się z Buryatów, Tunguzów i osiedleńców.
Więzienie nasze było drewniane, na uboczu i za wsią położone; miało cztery ubikacye dość szczupłe. W niejakiem zaś oddaleniu była kordygarda, to jest odwach dla wojska nas pilnującego, a dalej budynek dla komendanta. — Do tego przybytku na mieszkanie i roboty, przybyło nas sześćdziesięciu samych Polaków. Do tego to pustkowia i tej ciszy zamarłej, gnano nas tysiące mil. Tutaj przebyliśmy dwa lata! Dwa lata łatwo powiedzieć, ale dwa długie lata przemęczyć się, dwa lata być dzień i noc pod zamkiem, dwa lata mieć kibel pod nosem i takowy sobie wnosić i wynosić, dwa lata chodzić dzień w dzień do roboty w kajdanach, o to przykra rzecz.
Kopalnie tutejsze są zaniedbane: szachty stoją puste i drabiny, po których górnicy-aresztanci kiedyś się spuszczali, stoją połamane i czekają lepszej przyszłości. Nie ma w nich żadnych ulepszeń, żadnych przyrządów technicznych, do kopalni wchodzi się po dziesięciu lub piętnastu drabinach! Nim po tych drabinach zejdziesz