Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeto postanowiłem na tem miejscu napiętnować tych panów a towarzyszy mej niedoli takim mianem, na jakie swem zachowaniem się wobec nas Galicyan-kajdaniarzy zasłużyli! Nazwisk jednak nie wymieniam, bo mniemam, że nie wielu ich już pozostaje przy życiu. Otóż rzecz tak się miała: W systemie rządu rosyjskiego jest zaprowadzony porządek taki, że łączą wszystkich przestępców, tak politycznych, jako i zbrodniarzy w jeden czambuł, w jednę partyę i tak ich internują na Sybir. Aby zaś przestępców zbrodniarzy napiętnować, zakuwają ich w kajdany; a czynią to i dla tego, aby nie uciekli. My zaś polityczni zesłańcy, nie szlachta, także byliśmy zakuci, przez co niczem nie różniliśmy się od zbrodniarzy. Zresztą etycznie rzecz biorąc, to taki kajdaniarz zawsze i wszędzie dla każdego widza będzie wstrętnym. Tym tylko argumentem można wytłómaczyć to, że bracia nasi i współwięźnie wstydzili się nas i zaparli! Konwojujący oficer kazał nam kajdaniarzom pójść naprzód, lecz jak to już nadmieniłem, każdy z nas stawiał kurze kroki, przeto na przebycie 7 wiorst drogi potrzebowaliśmy całego dnia czasu. W dodatku posłabliśmy tak, że absolutnie nie mogliśmy kroku postawić, ani nóg z kałuży błotnej wydźwignąć. Pochód cały się spóźniał, choć żołnierze ciągle nawoływali do pośpiechu; porządek wszelki partyjny ustał, bo zamiast nas szli na przodzie ci, co nie byli zakuci. Krew płynęła nam z nóg skutkiem przesuwania się obręczy żelaznej po ciasno zakutej cholewie — upadaliśmy i omdlewali — a jednak żaden z panów kolegów i towarzyszy niedoli, tych, co szli w futrach własnych i bez kajdan, jako szlachta polska — nie podał nam ramienia, nie podźwignął z błota, aby siebie nie powalać — a w dodatku wyparli się nas przed Moskalami, nazywając nas: prostonarodiem, to znaczy prostakami! Do tego obrazu sądzę, że zbyteczne byłyby