Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



2. BOCCACCIO POD SMREKIEM
(12 — 14 sierpnia 1913.)


Po wypadku w Batyżowieckiej umeblowałem się setnie w Spółce Handlowej. Ho, już mnie na ciupażki, ani lekkie buciki nikt teraz nie weźmie! Straszyć będę uzbrojeniem ludzi i naturę!
Na pierwszą ofiarę upatrzyłem Krywań; — dobrze mu tak: już trzykroć mię odpędzał od stóp swych deszczem, wiatrem, bądź zimnem. Zobaczymy, czy teraz strzyma...
Oprócz p. Jana Jaroszyńskiego, idzie tym razem szalenie, mimo swej czupurności, sympatyczny, mowny, chybki, sprawny, bo już i Mont-Blanc deptał, p. Wacław — co tu gadać? Kręcki... Srogi to mąż, choć o filigranowej zgoła postaci. Tym się odznacza, że jest zawsze — przeciwnego zdania. A przy tym — polityk wojowniczy. Nie tyle wprawdzie czynem szermuje, co językiem, ale strzeż się, człeku, i tej wyostrzonej broni! poza tym — do rany go przyłóż! W sam raz na uparty Krywań towarzysz, — prawda?
Idziemy. Ja wciąż w bandażu ze Śląskiego Domu. Noga mi jeszcze dokucza; na doktora mię kusili towarzysze, ale czym ja naiwny taki? Będę się