Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



9. MAMO, JA CHCĘ MURZYNA!...
(21 Lipca 1923.)


Tak mniej więcej od tygodnia torturowała panią Janinę N. milutka, odrobinę rozkapryszona córuchna, wiedząc, że choć mama trochę się potarguje, zawsze w końcu „murzyna da”. Przedmiotem pragnień panny Alinki był tym razem żleb Kirkora pod Giewontem, o którym wyraziłem się do niej, że należy do ciekawszych przechadzek w okolicy Zakopanego. I właśnie dlatego zapaliła się do niego ta czująca już w sobie święty ogień taternicki, choć nieobeznana z górami, panienka; ale również dlatego obawiała go się mama; nie przeto, iżby straszny był dla niej, — p. Janina w tym kierunku strachliwa nie jest — lecz, że lęk ją brał o ryzykowną córkę.
A córka w pierwszej zaraz rozmowie na temat gór zwierzyła mi się, że choć dopiero zaczyna w nich karierę, reflektuje tylko na wycieczki — trudne. Nie tentowała jej ani nasza Świnica, ani późniejsze zamierzenia np. Granaty, — „murzyna” chciała i — dość. Spiritus fiat ubi vult...
Dzień 21-szy lipca nie popisał się zgoła; krótko mówiąc, wstał pod zdechłym pieskiem: mgły peł-