Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

od grupy, z której wyszły te słowa. Helenka obejrzała się spostrzegła, że był śmiertelnie bladym.
— Co będzie... jutro po obiedzie? — wyjąknął.
— Jutro po obiedzie — odpowiedziała pani Helena szybko — pojedziesz pan do miasta, jak pan mówiłeś, a my pojedziemy do lasu oglądać tartak parowy Tadeusza.
— A, tartak parowy, jutro po obiedzie... — powtarzał z kolei p. Alfred. — Zachowanie się jego i ton, jakim wymawiał te często powtarzane słowa, wydały się dziwnemi nietylko Helence, ale i dwom obojętnym słuchaczom, p. Tadeuszowi i pannie Wandzie. Wszyscy spojrzeli na niego, podczas gdy pani Zamecka ruszywszy niecierpliwie ramionami, oparła się na ramieniu męża i ruszyła z nim ku zamkowi.
— Oświadczył się jej już ponoś nakoniec — szepnęła w ucho Tadeuszowi. — Oboje mają minę dziwnie skonfundowaną. Rada jestem, że to się skończy.
— Miałaś więcej szczęścia odemnie — odparł p. Tadeusz oglądając się, czy go Helenka nie słyszy. — Mój pupil walczy ze skrupułami, któreby p. Zgorzelskiego ani na chwilę w kłopot nie wprowadziły. Nie chce posażnej żony.
Pani Helena milczała.
— Są to skrupuły rzadkie w „naszych czasach“, jak mówią, a raczej, rzadkie po wszystkie czasy. Niepodobna odmówić mu uznania. Bardzo szlachetnie i bardzo niedorzecznie z jego strony. Kochają się naprawdę oboje. Bardzoby mi było przykro gdyby mi się nie udało usunąć tych trudności. Żal mi jego i żal mi Helenki.
— W tym wieku można sobie jeszcze wszystko wybić z głowy — powiedziała pani Zamecka bez myśli, ażeby przecież coś powiedzieć.
— To źle — odparł p. Tadeusz. — Jeżeli się dziewczyna nauczy wybijać sobie z głowy jedno po drugiem, to w końcu nic jej nie zostanie w tej głowie, oprócz kokieteryi. Najlepszą i zwykle najszczęśliwszą bywa ta, której