Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiedy bądź. Kiedy pani hrabina każe, żebym ja tam przyszedł?
Pani hrabina wszakże była zbyt przerażoną tem, co p. Feiles powiedział przedtem, i musiano podać jej wody, nim trochę przyszła do siebie. Potem dopiero ułożono się, że konsyliarz nazajutrz około wieczora pod pozorem zwykłej wizyty przybędzie do zamku, otworzy p. Tadeuszowi oczy, ażeby poznał niebezpieczeństwo, w jakiem się znajduje, i — oczywiście, zapisze mu receptę. P. Helena pożegnała następnie konsyliarza i konsyliarzową po polsku, a pannę Babetę po francusku, i wróciła do zamku. P. Feilesowa dożyła zresztą tej rozkoszy, że w chwili kiedy „pani hrabina“ uściskała jej po przyjacielsku rękę na ganku, i mówiła: au revoir Babecie, cały wielki świat Korytnicy szedł właśnie na spacer poprzed dom doktora, i w odpowiedzi na swoje ukłony otrzymał od pani Heleny tylko bardzo zimne i obojętne skinienie głowy.
Wyprawa powiodła się — nietylko p. Feiles był przygotowanym na to, co się stać miało, ale cała Korytnica wraz z przyległościami wiedziała tego jeszcze wieczora, że p. Zamecki jest śmiertelnie chorym i lada chwila umrze, że pani Zamecka jest w rozpaczy, i że bez wiedzy męża zawezwała doświadczonej rady p. Feilesa. Po tem wszystkiem, katastrofa nie mogła dla nikogo być zdarzeniem nienaturalnem, albo niespodziewanem.
P. Tadeusz wrócił już był ze swojej wycieczki w sąsiedztwo, a nie zastawszy żony, wyszedł do ogrodu, gdzie spotkał Helenkę. Przywitał ją z większą niż zwykle czułością i wypytywał się troskliwie, jak się jej podoba pobyt w Rymiszowie, i czy nie zatęskniła za miastem? Nie mogła odpowiedzieć mu ani tak, ani nie, jeżeli nie chciała powiedzieć nieprawdy. Tęskniła za towarzyszkami młodości, którym mogła zwierzać się z każdej myśli, z każdego uczucia, za ciotką, która ją kochała jak własną córkę — ale gdyby była miała wolny wybór, chciałaby była mieć wszystkie te kochane istoty tu, w Rymiszowie, bo tu był Wacław. Nie mogła wszakże wyspowiadać się z tego p. Zameckiemu