Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Starajże się oddać mi to, nim odjedziesz; słyszę, że zajechał powóz; wypada mi pójść powitać Zameckiego. Gdy się zdarzy sposobność, pójdź do swojej bryczki i przynieś mi moje lekarstwo.
— Heleno, czy jeszcze ciągle trwasz w twoich zamysłach?
— Mówiłam ci już, że nie mam jeszcze żadnych zamysłów. Nie pytaj mię o nic, nie mów do mnie... Jestem jak szalona... myśli, obawy i postanowienia krzyżują mi się w głowie. Pomówimy jutro. Zrobię jeszcze jednę próbę, może mi się uda... Staraj się koniecznie być jutro tutaj!
Wiemy, jak następnie p. Helena na ganku zamkowym przyjmowała męża i Helenkę, i jaką miała rozmowę z p. Tadeuszem. Wiemy także, jak się przypatrywała papierom, które p. Tadeusz chował do ogniotrwałej kasy. Pomyślała wszakże, że musi to być ów akt, ubezpieczający mniemaną pożyczkę, daną p. Skryptowiczowi, i nie zastanawiała się nad tem dłużej. Później, już z polecenia męża, rozmawiała raz jeszcze z p. Zgorzelskim, poczem nastąpił obiad, a po nim zwykłe posiedzenie klubu. O tem wszystkiem zda nam sprawę w następnym rozdziale świadek naoczny. Moją rzeczą jest na razie prowadzić tylko dalej historyę swatów p. Zgorzelskiego z panną Wandą Cichocką.
— Jakże — zapytał p. Tadeusz panią Helenę, gdy się znaleźli sami — mnie poszło jako tako z moimi zakochanymi, a twoje poselstwo?
— Nadspodziewanie dobrze. Zgorzelski nie przyjął wprawdzie bezwarunkowo twojej propozycyi, bo niby ma jakieś skrupuły, a przytem nadzieję dostania pożyczki z Kasy Oszczędności. Prosił wszakże tylko o trzy dni czasu do namysłu, a co się tyczy Wandy, to już tak dobrze jak oświadczył się o nią, na moje ręce, ma się rozumieć.
— No, chwała Bogu, że to się już raz skończy! Obejdziesz się teraz doskonale bez Wandy, bo spodziewam się, że będziesz miała milszą od niej towarzyszkę. Ale ty jakaś mi smutna jesteś Helenko, czy ci co dolega?