Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skach nazwiska, które jak w tym wypadku, pisało się przez lat dwadzieścia z górą. Z tego wynika, gdyby mię nawet przekonano o podrobienie podpisu Zameckiego, to jednak wszelkie prawdopodobieństwo przemawiałoby za tem, iż ty podpisałaś się sama.
Pani Helena słuchała tego wywodu kryminalistycznego z natężoną uwagą, kilka razy jakiś okrzyk zgrozy chciał wydobywać się z jej piersi, ale go stłumiła. To, co mówił p. Alfred, było przekonywującem, niedawno bowiem pisma peryodyczne opisywały obszernie rozprawę sądową o fałszerstwo, w której okazała się rozstrzygającą opinia rzeczoznawców, oparta na szczegółach, o których wspominał p. Zgorzelski. Mimo to, a może właśnie dlatego, wykrzykniki tego rodzaju, jak np. Potwór! Złoczyńca! byłyby zupełnie odpowiadały sytuacyi. Na inne wszakże tory skierować się musiała myśl pani Heleny, skoro zamiast czynić wyrzuty panu Alfredowi, zawołała z rodzajem rozpaczliwej rezygnacyi w głosie:
— Ha, fatalność jakaś robi mię twoją współwinną! Jesteś moim złym geniuszem, ty, i ona także! Byłeś u Drozdowskiej i u Karola? Pytałeś się, widziałeś ją?
— Tak. Niema najmniejszej wątpliwości.
— Więc piekło narzuca mi to stworzenie, które odepchnęłem, gdy przyszło na świat! Więc cała hańba, całe upokorzenie, którego unikałam, przeciw któremu broniłam się wszelkiemi siłami, spada teraz na mnie w postaci najwstrętniejszej, najnieznośniejszej! Więc ten człowiek, który mię gniótł, który mię zabijał tak długo swoją urojoną, powszednią, niesmaczną wyższością, taką broń na mnie ma w rękach! Chce, ażebym mu padła do nóg, ażebym mu ze łzami w oczach dziękowała, jak za dobrodziejstwo, za to że raczył wdeptać mię w proch, zamienić w pokutującą Magdalenę, w czułą.... matkę! Domyśliłam się tego od kilku dni, Alfredzie, nie powiedziałeś mi nic nowego, choć dotychczas szaleję na myśl, jak to zniosę! I czy ty wiesz, co oni zamierzają zrobić z tą?...
— Z twoją córką?