Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czątku, zważywszy, iż trapiony zgryzotami bezbożnego sumienia, spał jak kamień przez większą część tego czasu. Dziś wzburzone żywioły rozszalały się z szczególną wściekłością, i pani Małgorzata oświadczywszy, iż nie zniesie, aby pod jej okiem znieważano przykazania kościelne, wyrzuciła na podwórze wszystkie garnki i rynki zawierające potrawy mięsne, i mimo usilnych prrób nie dała się nakłonić, by dla powetowania tego nieco porywczego postępku, poszła kupić inne mięso. Groziła nawet, że gdyby kupiono takowe bez jej przyczynienia się, wyrzuci je znowu. P. Skryptowiczowa pobiegła sama do jatek, przyniosła mięso, przyrządziła je, i postawiła pokojówkę na straży przy garnkach i rynkach, a gdy ta mimo całej waleczności nie mogła oprzeć się pani Małgorzacie, więc za pomocą miedzi Lucypera przekupiono stróża i stróżowę, i zjednano sobie ich przymierze zaczepno-odporne przeciw bohaterce wiary, która wobec tak przemagających sił walczyła już tylko bronią swojej wymowy przeciw bramom piekielnym. Była atoli nadzieja, że skoro zadzwonią na nieszpory, pani Małgorzata opuści dobrowolnie plac boju i pójdzie modlić się o nawrócenie grzeszników. P. Zamecki kładł się od śmiechu, słysząc tę relacyę i widząc zdumioną, bezradną minę p. Karola. Belzebub zaatakowanym był we własnej swojej cytadeli i stracił kontenans ze wszystkiem. Po chwili atoli przyszedł do siebie, napisał kartkę, zawołał stróża i posłał go na policyę — sam zaś uzbroiwszy się w wielki cybuch, za pomocą którego czart zwykł owiewać się dymem piekielnego kadzidła, otworzył drzwi do kuchni prowadzące. Nader łagodnym głosem doniósł pani Małgorzacie, że przyszedł O. Piekiełko, i chce z nią pomówić. Pan ostrzega atoli wiernych swoich i obdarza ich wzrokiem bystrym, by nie wpadli w sidła szatańskie. I pani Małgorzacie danem było dojrzeć przez drzwi koniec cybucha, który p. Karol ukrywał za sobą — zamiast więc wejść do pokoju, natchniona jasnowidzeniem, udała się przeciwnemi drzwiami z wielkim pośpiechem na podwórze, zkąd później straż policyjna zabrała ją z sobą, ażeby jej dać skosztować słodyczy męczeństwa za wiarę w kordygardzie.