Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i powozu wprawił ją w zadziwienie, w rodzaj zachwytu różnego wielce od bezmyślnego wytrzeszczenia oczu, jakie uważali podróżni nasi u innych dzieci. Pan Karol dotknął ręką swojego towarzysza, ażeby zwrócić jego uwagę, i nie mówiąc ani słowa, wskazał mu dziewczynkę.
— Stań! — zawołał p. Tadeusz na woźnicę. — To ona! to niezawodnie ona!
Powóz zatrzymał się, a pani Drozdowska, dzięki znanemu prawidłu fizycznemu, oparła się nosem na zawiniątku, które leżało obok pana Tadeusza. Zbudzona w ten sposób z miłego snu, rozglądnęła się wkoło z pewnem zadziwieniem, a zoryentowawszy się w sytuacyi, poczęła dowodzić, że nie spała wcale, a tylko odmawiała pacierze, których nie mogła odmówić u OO. Jezuitów. Na zapytania zaś pana Tadeusza nie mogła dać żadnej odpowiedzi, pokazało się bowiem, że od czasu jak oddała powierzone sobie dziecię na wieś, nie była tam nigdy, i znała zaledwie nazwisko gospodarza i gospodyni, którym je oddała, P. Karol zniecierpliwiony wyskoczył z powozu i przywoławszy dziewczynkę, zapytał ją, jak się nazywa.
— Ołena — odpowiedziało dziecię.
— A ojciec twój?
— Tatunia ne ma.
— To matka, gdzie matka twoja?
— I mamy ne ma — rzekło dziecię, wcale obojętnie.
— Jakto, nie masz i matki? Któż był twoją matką?
— Dit’ko[1].
— Kto ci to powiedział?
— Neńka kazała.
— Gdzież ta neńka?

Zamiast odpowiedzi, dziecię wskazało ręką chatę. P. Tadeusz wysadził panią Drozdowską z powozu, i dowiedziawszy się od niej o nazwisku włościan, których szukał, wziął dziewczynkę za rękę i poszedł z nią ku chacie. P. Karol i pobożna jejmość zdążyli za nim. Na progu zastali kil-

  1. Dit’ko, w narzeczu ruskiem: dyabeł.