Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mocy. — Jak-to — dodał, zbliżając się do biurka — otóż, jak babcię kocham, mój list, pisany jeszcze w marcu, pieczątka i koperta nietknięte! O, Karola, Karolu!
— Hm, list — ozwał się ósmy z braci śpiących — list! Ja... ja wiedziałem, o czem mi piszesz.
— Zkąd-że mogłeś to wiedzieć?! Pisałem ci najpierw, że los, któryśmy żartem kupili do spółki, wygrał 20.000 złr. i że ci bank wypłaci twoją połowę.
— To niech sobie płaci, co mi do tego? — Tu nastąpiło andante maestoso chrapania.
— Ależ Karolu, pisałem ci także, że zamierzam się żenić!
— A... żenić? Żeń się, Tadziu. To bardzo dobry zamiar.
— Otóż pisałem ci, z kim się chcę żenić i zasięgałem twojej rady, a między innemi donosiłem ci, że nim będę miał żonę, chciałbym...
— O, pewnie, chciałbyś mieć indult...
— Zbudź-że się już raz, śpiochu! Pisałem ci, że chciałbym mieć córkę, i że wyświadczysz mi przyjacielską przysługę, jeżeli mi ją znajdziesz.
— Co? córkę?! — zawołał p. Skryptowicz, otwierając po raz pierwszy oczy, i siadając na łóżku z własnej i nieprzymuszonej woli. — Zkąd-że ja ci wezmę córkę?
— Wszystko to mogłeś wyczytać z tego listu, którego dotychczas nie rozpieczętowałeś. Wiesz ty, że jako przyjaciel, kolega i człowiek uczynny, mógłbyś zejść świat wzdłuż i wszerz, nimbyś dobrał parę do siebie?
P. Skryptowicz zarumienił się i nie mówiąc ani słowa, porwał i zaczął skwapliwie czytać list, który od sześciu tygodni leżał na jego biurku.




ROZDZIAŁ II.


Nie skończyłem w poprzednim rozdziale sprawozdania o rozmowie p. Zameckiego z p. Skryptowiczem, z obawy,