Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma racyę — odparł mistrz — ten gruby szlachcic zabierze mu pannę z przed nosa.
— Mnie się zdaje — rzekł adjutant — że nie ma powodu rozpaczać. Posag nie wielki, nie wiem czy wyniesie dwadzieścia tysięcy. Dlatego też podobnoś Alfred waha się tak długo i nie zrobił dotychczas stanowczego kroku.
— Cha cha cha! — zawołał poeta — jakto, nie zrobił stanowczego kroku? Wszak zrobili ich ponoś oboje więcej, niż to jest w zwyczaju przed ślubem! Opisałem to zdarzenie wierszem, którego oczywiście nie przeznaczam do druku.
— Powiedz go pan nam, powiedz — zawołał mistrz — którego genialne oczy zaświeciły takim blaskiem jak oczy gastronoma, kiedy ujrzy na stole przed sobą dwa tuziny świeżutkich ostryg i butelkę Chablis.
Poeta nie dał prosić się dwa razy, i wnet idealizm rozbijający klawisze, niemniej jak idealizm składający końcówki, jęły rozkoszować się obrazami nie ze wszystkiem dwuznacznymi pod względem swojej wartości obyczajowej, a pod względem estetycznym przynajmniej dwuznacznymi.
O tej samej porze idealizm kościelny żegnał się u progu swojego mieszkania z idealizmem historycznym, i kończył rozpoczętą z nim rozmowę temi słowy:
— To poczciwa kobiecina, ta Podwalska, i życzę jej bardzo, aby jej się udało złowić takiego męża dla córki. Ale będzie to ponoś trudno po tej awanturze z Alfredem, o której wszyscy wiedzą. Przytem, szlachcic jest materyalistą na wskróś, a panna nie ma posagu.
Historyk rzucił badawczy wzrok w przestrzeń nieskończoną i zniknął.
Nakoniec, w hotelu, p. Zamecki przeszedłszy się parę razy po pokoju z fajką w ustach, stanął przed stołem, na którym leżała fotografia. Wpatrywał się w nią długo, z coraz większem upodobaniem, i przycisnął ją do ust. Gdy ją kładł napowrót na stół, wzrok jego zawadził o źwierciadło, i ujrzał tam nieświeżą twarz, szpakowate włosy i wąsy. Zadumał się nieco i zasępił, a po chwili mruknął:
— Tfu, nie źle to mówią, że w starym piecu dyabeł