Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łysa, a niby nie łysa, bo cała poorana głębokiemi bruzdami, od szabel hiszpańskich, angielskich, murzyńskich, niemieckich, węgierskich i Bóg wie jakich. Sztywny, jak gdyby kij połknął, gra expedite w marjasza, w warcaby i w szachy, wystrzela na dwadzieścia kroków i na pięć strzałów każde oczko z piątki pikowej, łamie na kolanie rubla i zawraca oczy w słup, ile razy ujrzy kobietę, a nie potrzeba go długo prosić, by w takim wypadku zaśpiewał: „Oto strumyk i dolina“. Posiada chabetę, liczącą lat około 24 i przed 12 laty przyjechał na niej w odwiedziny do Franciszka z Oszmiańskiego, gdzie ma jakiś kapitalik ulokowany u kuzyna. Wierzy tylko w stare bogi litewskie, w Napoleona Wielkiego i w swoje pistolety, a z całą tą wiarą i z chabetą swoją nie wyjechał jeszcze z Isakowiec, od czasu jak przybył z Oszmiany, bo go Franciszek nie puścił z domu. I ten nieszczęśliwiec wpadł w oko kochanej siostruni Tabickiej i jest o tyle winniejszym od Dynickiego, że zawracał przy niej oczy aż do białek i śpiewał: „Poszła Filis do ogrodu“. Później pokazało się, że te objawy uczucia tyczyły się jakiejś Dolores czy Mercedes w okolicy Saragosy, a nie naszej Fruzi i ztąd wybuchła w dworku na przedmieściu Starokonstantynowskiem taka nienawiść do porucznika Lizdejki, o jakiej nawet Furje pie-