Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żerczą. Spojrzała na jego oczy. Władysław miał zawsze oczy przypominające zarżniętego barana — w tej chwili wydały się one okropnemi, dzikiemi, pełnemi szału.
— Jak wszystkie osoby bardzo trwożliwe, pani Mouton w chwili niebezpieczeństwa zdobyła się na heroizm. Przyskoczyła obces do Tyndakowskiego, chwyciła go za ręce.
— Calmez-vous, monsieur, au nom du ciel, calmez-vous! On va venir vous recevoir tout de suite, tout de suite. Venillez donc vous asseoir!
To mówiąc zaciągnęła go na kanapę, koło lampy i usadowiła go w karle, gładząc go po ramionach jak małe dziecko.
— Nous avez été souffrant, je le sais, mais ce n’est rien, ce n’est rien!
Pan Władysław nie wiele rozumiał po francuzku, ale gdyby był rozumiał, nie mógłby był straszniej wytrzeszczyć oczu, jak to uczynił. Wtem odchyliły się drzwi boczne, do których siedział plecami i weszły: Basia wraz z kucharką niosąc szaflik z wodą.
— Madame — wybełkotał kawaler łamiąc sobie głowę nad tem, co ma powiedzieć, madame, comment vous portez-vous?