Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie omieszkałem powiedzieć, co wiedziałem, a panna Teodolinda oglądała przytem cukierniczkę na której znajdował się ten klejnot, z takim wyrazem twarzy, jak gdyby rozmyślała, o ile taniej wypadnie wyprawa, gdy nie będzie potrzeba zmienić znaków herbowych i gdy całe życie będzie można kontentować się jedną tarczą dla męża i dla żony.
Pan Skoczypłocki, zagadnięty w podobnej materji, odpowiedział ni to ni owo, że ma w herbie ptaka, któremu płomień bucha z paszczy, ale go nazwać nie umiał. Wujaszek więcej dobitnie niż grzecznie zapytał, czy przypadkiem nie makolągwa? Zaczęło się chrząkanie ze strony płci pięknej, wiadomo bowiem powszechnie, że szlachectwo Skoczypłockich jest bardzo wątpliwe. Dla zwrócenia rozmowy na inny przedmiot, pani Szczebiotyniecka zagadnęła córkę po francusku, czy bardzo zimno na dworze? Ponieważ informacje moje co do temperatury były nierównie gruntowniejszemi z powodu, iż panna Teodolinda wcale z pokoju tego dnia nie wychodziła, więc skorzystałem ze sposobności i rozpocząłem dyskurs, którego pan Skoczypłocki nie rozumiał i wobec którego stał się kompletnem zerem w towarzystwie. Nie dałem mu urość ani na chwilę, tak przy herbacie jak i przy kolacji, i doczekałem się tego tryumfu, że kiedy dla ceremonii pan Michał i