Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kto „krótko“ nazywa, to niech się nazywa Pac albo Bal albo wcale nie. Jeżeli dodam do tego wszystkiego że dziś jeszcze tańczę przecudnie, a dzięki niezrównanej bonie, którą miałem za młodu, mówię po francuzku jak anioł, to każdy przyzna, że miałem warunki większego powodzenia w świecie niż to, którego doznałem.
Na nieszczęście los, którego na oko byłem faworytem, już od kolebki mojej nie szczędził mi także gorżkiej swojej ironii. Jakże bowiem nazwać to, że zrobił mię jedynakiem, a ojcu mojemu jeszcze przed mojem urodzeniem zabrał całą fortunę z wyjątkiem jakichś nędznych 40.000 złr., które nieboszczyk włożył oczywiście w większą dzierżawę na Podolu, jak to z dawien dawna bywało obyczajem szlacheckim gdy nie można było na własnym majątku żyć odpowiednio do stanu i urodzenia. Dzierżawa musiała iść dość źle, bo kiedy, wraz z jej upływem, zostałem sierotą, i kiedy mój wuj i opiekun, p. Michał Sumiński, zlikwidował krescencję i inwentarz, i popłacił ciężące na tem wszystkiem długi, zostało zaledwie tyle w jego rękach, że mógł mię na kilka lat oddać do przyzwoitego konwiktu we Lwowie, gdzie skończyłem gimnazjum.
Miałem jeszcze i cioteczno-rodzoną ciotkę, posiadającą jakiś kapitalik i bawiącą w domu pani Szczebiotynieckiej w Podumińcach, o dwie