Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ojcu, a ja powiedziałam mu przed chwilą, że jeżeli chciał mojej ręki, to powinien był udać się do mnie. On też oświadczył mi się natychmiast w obecności cioci...
— I pani przyjęłaś go?
— Żądałam czasu do namysłu. Trzech dni.
— To żart! — zawołałem, śmiejąc się.
— Proszę spytać się cioci — rzekła, wskazując panią Leszczyckę, która w tej chwili weszła do pokoju.
— O co chodzi, maszerciu?
— Pan Edmund nie chce wierzyć, że Klonowski oświadczył się o moją rękę, i że żądałam trzech dni czasu do namysłu.
Mais, ma chêre, cóż p. Edmundowi do tego? Swoją drogą, nie chcę ci narzucać mojej rady, ale byłabyś mojem zdaniem lepiej zrobiła, gdybyś była dała słowo od razu. Panie Poularde, może pan będzie łaskaw zostać u nas na obiedzie; chciałabym poradzić się z panem, który tak dobrze znasz Starowolskich, jak przełamać ich upór w sprawie tych dwojga zakochanych młodych ludzi.
— O, przełamie on się sam — wymówiłem z trudnością, bo kurczowe drganie ubezwładniało mi prawie szczęki. Przełamie się, bo rotmistrz nie przeżyje tej chwili. Żegnam panie!
— Jakto, pan odchodzi? — zapytała ciocia, patrząc z uśmiechem szatańskim na Elsię. Teraz dopiero zrozumiałem, że znała moją tajemnicę, i że pozorna jej naiwność przed chwilą była tylko wyrafinowanem naigrawaniem się ze mnie. Nie mogłem odrzec ani słowa, wytoczyłem się do przedpokoju, i tam usiłowałem zebrać moje myśli, by nie mieć miny waryata na ulicy. Zaledwie przymknąłem drzwi, usłyszałem głośny wybuch śmiechu p. Leszczyckiej w salonie, potem jakieś przedstawienie zrobione Elsi, a potem, drzwi się otwarły, i Elsia stanęła przedemną. Miałem jakąś mgłę przed oczyma; wśród tej mgły zdawało mi się, że podawała mi rękę. Nie jestem tego pewny.
— Panie Edmundzie — przemówiła. Głos jej był zmieniony, wzruszony.