i wyciągnął ze mnie tyle a tyle groszy zysku. Otóż pamiętam sentymentalną ekonomowę, która mieszkała na folwarku W pobliżu owej kępy, i pamiętam, jak pewien wędrujący syn Hanny, czy innej okolicy morawskiej, uzyskał pozwolenie od p. Klonowskiego wyłapania słowików z owej kępy, i jak później opiekun mój sprzedał owe piękne cichy, i jak pod ciosami siekiery wyłysiała kępa, i żółciła się później piaskiem i sągami, symetrycznie ustawionemi, i jak z dworu hajworowskiego oko szukające spoczynku nie widziało już nic, oprócz owych procentujących się sążni kwadratowych, uprawnej ziemi, oprócz żyta, i owsa, i jęczmienia, i koniczyny, i kawałka nieurodzajnego piasku z łachą wody dokoła i pamiętam także, jak sentymentalna ekonomowa wzdychała głęboko i opłakiwała los słowików, sprzedanych spekulantowi morawskiemu, i los olszyny, sprzedanej żydowi... Pamiętam, że deklamowałem jej przy tej sposobności przecudne wiersze, któremi wielki poeta odzywa się do Niemna:
I twoje, dotąd szanowano brzegi,
Topor — z zielonych ogołoci wianków;
Huk dział — wystraszy słowiki z ogrodów!...
Musiałem jej w skutek tego napisać cały Wstęp „Wallenroda“ w jej album, między „księżycem, który zszedł, gdy psy się uśpiły“, a „gwiazdeczką, co błyszczała“, i musiałem w nagrodę wypić ogromną szklankę złej kawy z wyborną śmietanką. Kto wie, gdybym był starszy, byłaby to niezawodnie pierwsza moja „konkieta“ — ale nie oto chodzi mi w tej chwili. Faktem jest, że mój opiekun nie kochał się w przyrodzie, ani w słowikach, ani w jakichkolwiek ptaszkach — kochał się wyłącznie w kanarkach ks. prefekta, jak długo Gucio chodził do szkół w Ławrowie. Owej atoli fury „pośladów“ i siemienia kon0pnego nie przyjął klasztor, i nie wiem co arendarz zrobił z temi „leguminami“, mającemi niby stanowić kompensatę za kaszę i pierogi, które ja zjadałem. O. Bernakiewicz oświadczył arendarzowi, że zamierza karmić wieprze, kanarki i mnie bez pomocy p. Klonowskiego. W skutek `tego odpisano p. Wielogrodzkiemu,