cznym i umysłowym zrobić rasę Tytanów, duszących Centaury, przenoszących góry z miejsca na miejsce, do nieba sięgających po laur zwycięstwa. Na nieszczęście, ks. Bernakiewicz był człowiekiem chorowitym, otoczonym pomocnikami, z wyjątkiem O. Makarego, przejętymi indolencyą bez granic, i niepoczuwającymi się do posłannictwa, które na nich ciężyło — kończyło się tedy wszystko na kanarkach. Co do tych ptaszków, przypominam sobie, że p. Klonowski, ile razy był W Ławrowie, zachwycał się niemi bez końca i miary, i z niezmierną uwagą słuchał spostrzeżeń ornitologicznych ks. prefekta — nie było też listu, pisanego w interesie Gucia do klasztoru, w którymby — bodaj w przypisku — opiekun mój z wszelką troskliwością nie dopytywał się o zdrowie i postępy tych skrzydlatych pupilów ks. Bernakiewicza. Nie miałem nigdy pociągu do zoologii wogóle, ani do ornitologii w szczególności — nie cierpię owszem psów, kotów, królików, morskich świnek, gołębi, kanarków itd., pielęgnowanych w pokoju, a do amatorów sportu tego rodzaju radbym nie zbliżać się nigdy bez flakoniku z wodą kolońską w kieszeni — ale muszę im oddać świadectwo, że są to ludzie z gruntu poczciwi i uczuciowi — zbyt uczuciowi może, i dla braku serc pokrewnych, wylewający zbytek swojego uczucia na pierwsze lepsze istoty żywe, na martwą naturę nieraz, na kwiaty i drzewa. Takim człowiekiem był O. Bernakiewicz; czy był nim i mój opiekun, skoro interesowały go w niezwykły sposób kanarki ks. prefekta? O ile sobie przypominam, p. Klonowski nie był miłośnikiem natury. Pamiętam, że wśród żółtych piasków, w które obfitowała pewna część jego majątków, posiadał on staw, a na tym stawie dużą kępę, którą porastały olchy wcale potężne, podszyte gęstą krzewiną. W braku innego schronienia, słowiki z całej okolicy szukały tam przytułku, a cała ta wyspa bujną i jasną swoją zielonością stanowiła niezmiernie miły punkt oparcia dla oka, znużonego widokiem ciemnych szpilkowych lasów i nieskończonych obszarów równiny, uprawionej pługiem, dręczonej broną, koszonej kosą — równiny, której każdy sążeń kwadratowy mówił ci: Zdeptał mię człowiek,
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/98
Wygląd