Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

busia. Ja pałałem mniejszą zapalczywością przeciw drapieżnemu ptactwu a wielką chęcią zostania tam, gdzie byłem zostałem tedy tête-à-tête z Elsią i wpadłem natychmiast w zaambarasowanie, które mię nigdy nie opuszczało przy podobnych sposobnościach.
— Jakby to pięknie było — mówiła Elsia, oparta o urnę i bawiąc się białą różą, którą uszczknęła — gdyby pan Edmund także poszedł na technikę! Tatko mówi, że p. Edmund mógłby zrobić świetną karyerę jako technik. Nie widziałam nigdy żadnego technika, ale z tego co mówią, wnoszę, że musi to być coś daleko podobniejszego do ludzi, niż profesor. Fe, prawda, że pan nie będziesz profesorem?
— O, nie! — odparłem tonem, w którym musiało przebijać się przekonanie, że jestem stworzony do czegoś wyższego.
— Tak, to co innego! Proszę pana, niech mi pan wytłómaczy, co też robi właściwie taki technik?
— Hm, co robi?... Zakłada fabryki, buduje koleje żelazne...
— A, i tym sposobem prędko robi majątek! To jest zawód, który ma sens... Ciekawam bardzo, gdy pan zrobisz majątek, czy pan będziesz mieszkał na wsi, czy w mieście?
— Tak, trochę na wsi, a trochę w mieście...
— I ożenisz się pan oczywiście! Ah, que ce sera drôle. Chciałabym widzieć pana zakochanym!
To uderzenie było zbyt silnem dlamnie. Jakto, wczoraj dopiero psotnica uważała to za rzecz pewną, iż kocham, a teraz chciała mię dopiero widzieć zakochanym, i twierdziła, że to będzie drôle! Żałowałem, że stopień, na którym stałem, nie miał wysokości obelisku luksorskiego, abym mógł natychmiast rzucić się z niego na dół i położyć koniec mojemu nędznemu żywotowi. Serce mi pękało i czułem, że mam wilgotne rzęsy. Spojrzałem na nią, a musiałem mieć w oczach nieco owego wyrazu, który miewa sarna, dobijana przez myśliwego — wyrazu, błagającego o litość. Opuściła różę i schyliła się szybko, aby ją podnieść. Nie wiem, ale