Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kanem wapna, tak też i popularne wyrazy: Bóg i dusza, zastąpione zostaną umiejętnemi nazwami, zawierającemi definicyę ich istoty, my kotentujemy się dawną nomenklaturą i brońmy jej wobec materyalistów, wpatrując się w kochające serca, w dusze wzniosłe i bezinteresowne, i zapytując tych panów, który też nerw, za pomocą jakiego drgania i w jakim celu, wywołał tu litość, tam smutek, tam znowu wesele, a tam poświęcenie, urągające prawidłu o instynkcie zachowawczym?
Ale nim pp. filozofowie uszykują swoje sofizmata do odpowiedzi, wróćmy do opowiadania, od którego oderwało mię wspomnienie macierzyńskich uczuć pani Wielogrodzkiej dla Herminy. Wprawiła mię ona w kłopot niemały, z którego wybawić mię mogło chyba kłamstwo. Snać też tak się wprawiłem w to rzemiosło, dzięki wczorajszej przeprawie z Burglerem, że po niejakiem jąkaniu się zeznałem, iż chcę prosić o coś komornika, nic więcej. P. Wielogrodzka odetchnęła — robiąc prawdziwą bardzo uwagę, że „Wincenty nie irytuje się nigdy, gdy go się o co prosi“. Tymczasem komornik, w którego pokoju odbywała się ta cała scena, zapewniał doktora, że czuje się nieprzystępnym wszelkiemu wstrząśnieniu i że bez ceremonii można z nim mówić o najprzykrzejszych nawet interesach. Wszystko to razem trwało z półtora godziny, i tak byliśmy wszyscy przejęci obawą, by komornik ze wzruszenia nie dostał nowego ataku apopleksyi, że trapiliśmy go w nieskończoność oczekiwaniem rewelacyi, z którą miałem wystąpić, i naszemi zafrasowanemi minami. Nakoniec usadowiono go jak najwygodniej w fotelu, pani Wielogrodzka położyła na poręczku poduszkę skórzaną, aby mógł oprzeć głowę, i wszyscy wyszli, zostawiając nas samych.
— No, mów-że już raz, Mundziu — odezwał się komornik z uśmiechem — gracie ze mną coś nakształt komedyi: „I radość przestrasza.“ Ręczę że Klonowski wymyślił jakieś nowe szelmostwo, ale bądź spokojny, jestem przygotowany na wszystko z jego strony.
— Tak jest w rzeczy samej.