Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozśmiałem się, ale w śmiechu moim było tyle mimowolnej goryczy i miałem snać tak wyraźnie minę dłużnika, zalegającego z ratą w „kasie zaliczkowej“, że przyjaciel mój odgadł bez dalszej indagacyi, co mój śmiech oznaczał.
— Wszak „piszesz temu, kto ci płaci!“
— Tak, to prawda, ale nie mogłem nigdy zdecydować się do pisania temu, kto więcej płaci. A płacą różnie, u nas i wszędzie. Napisz po zgonie Pola, że był on wieszczem całego narodu, że kochał całą Polskę i dla całej śpiewał, to dostaniesz za to we Lwowie czterdzieści guldenów miesięcznie. Napisz, żePol był poetą, uwieczniającym tradycye wielkich panów i ich sławnych koni, i że nie-panowie nie mają do niego żadnego prawa, a dostaniesz za to... sto guldenów w Krakowie. Ja sam zwróciłem na siebie uwagę redaktorów wiedeńskich, bo, nie chwaląc się, mam pewną wprawę W redagowaniu rubryki: „Przyjechali do Lwowa“; ofiarowano mi, jak na mnie, wcale świetną pozycyę, bylem się przeniósł do Wiednia, ale odmówiłem...
— Dlaczegoż więc nie zaprotestowałeś, gdy powiedziano, że piszesz temu, kto ci płaci?
— Bo... nie warto. Gdybym miał herby na karetach, walory w pugilaresie i lokajskie dusze u mojego stołu, jak ty powiadasz, to mógłbym sprzedać ojczyznę, okpić rodzoną matkę, oszukać jedną połowę świata, a u drugiej używać jak najczołobitniejszego poważania. Skoro rzecz ma się inaczej, nie zostaje mi nic, jak tylko podzielać twoje zapatrywanie się na opinię publiczną.
— Ależ pod względem materyalnym i dzisiejsza twoja pozycya nie powinna być tak złą?
— Zapewne, zapewne, idziemy w górę... ale widzisz mój kochany, trudno wymagać od wydawcy, aby mię obsypywał banknotami za prowadzenie tak skromnej rubryki. Ba! gdybym pisywał przytem powieści, albo coś podobnego! Lecz na to nie mam czasu. Dniem i nocą muszę chodzić po hotelach i notować, kto przyjechał...
Wyraz niezmiernej litości zajaśniał na poczciwej twa-