Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siała się odbywać nielada rewolucya, wybuchł głośnem łkaniem.
— Wincenty, drogi Wincenty! Ja muszę pójść, upaść mu do nóg i przeprosić go! Muszę, muszę! — I rzucił się ku drzwiom, prowadzącym do pokoju komornika, lecz Hermina zastąpiła mu drogę. Zbladła była, jeżeli można, mocniej jeszcze niż przedtem, ale w spojrzeniu jej było tyle wzgardy, i tak rozkazujący giest zrobiła ręką, pokazując p. Przesławskiemu drzwi do sieni, że szlachcic cofnął się zmięszany.
— Panno Hermino! — wyjąknął. Hermina powtórzyła swój ruch ręką, zdawało mi się, iż chce mówić, ale że głosu z siebie wydobyć nie może. Szlachcic znowu potężnie uderzył się pięścią w czoło, potrząsł wąsem, zaiskrzył oczyma, podniósł swój kij w górę i zawoławszy:
— Zabiję łotra, zabiję! — wyleciał jak z procy do sieni i na ulicę. Burza srożyła się ciągle, huk grzmotów i szum wichru i ulewy łączyły się w łoskot zagłuszający.
Poszedłem pozamykać drzwi, któremi wyleciał szlachcic i przez które dmuchał wiatr i bryzgał deszczem. Gdy wróciłem, zastałem Herminę siedzącą na kanapie. Była złamana boleścią, ręce jej zaciśnięte spoczywały na kolanach... ani jednej łzy nie miała w oczach, ale w spojrzeniu jej było coś bardziej rozdzierającego serce, od płaczu. Siadłem koło niej i wziąłem ją za rękę — przypomniała mi się żywo chwila, kiedy siedzieliśmy tak oboje, pogrążeni w smutku z powodu bliskiego mojego odjazdu, i słuchaliśmy owej rozmowy komornika z Klonowskim, w której ten ostatni nie wypierał się pożyczki wziętej od mojego ojca. Tylko dziś już nie byliśmy dziećmi, dziś życzliwość całej tej zacnej i dobrej rodziny dla mnie, „ciężyłą mi na sercu kamieniem; nie ja Wprawdzie odwetowałem ją szeregiem przykrości i straszną w końcu katastrofą, ale zawsze ja byłem bezpośrednią przyczyną wszystkiego, co się stało. Nie miałem słów na to, by wypowiedzieć co czułem, ale czułem się winowajcą i czułem, że nie było pod słońcem wdzięczności dość wielkiej, ani innego okupu dość kosztownego za wszytsko to, czego byłem mimowolną pobudką. Wyrzucałem sobie, że jak-