Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdziwieniu, pojawiłem się w pokoju. Po pierwszem przywitaniu, i gdy już zacny ksiądz i niemniej zacny lekarz nacieszyli się do woli moim widokiem, musiałem zdać relacyę z owej audyencyi u prezesa sądu, tak budującej jako wzór sumarycznego postępowania W sprawach pupilarnych. Nikt się nie zdziwił, snać takie rzeczy były na porządku dziennym w Żarnowie.
— Ale na tem nie koniec — rzekł komornik podamy skargę do apelacyi, a jeżeli to nic nie pomoże, udamy się do kamery nadwornej! Co tobie jest, Mundziu dodał nagle, zwracając się do mnie — jesteś blady jak ściana!
— Ja... chciałem prosić p. komornika... czy nie lepiej byłoby zaniechać tego procesu?
— Zaniechać? Dlaczego zaniechać? Zkąd tobie taka myśl przyszła? Czy ci ją podsunął Klonowski?
— Tak... albo raczej... nie. Ja sam sądzę, że z takim człowiekiem, lepsza słomiana zgoda, niż złoty proces...
— W tem coś musi być, Klonowski musiał ci coś mówić, musiał grozić... wyspowiadaj-no się otwarcie!
— Nie mogę nie powiedzieć, błagam tylko pana i zaklinam, niech Klonowski zatrzyma pieniądze, które wziął, i niechaj pan się nie naraża na jego nieprzyjaźń...
— Dziecko z ciebie, Klonowski nic mi złego zrobić nie może! Może on Wprawdzie bardzo wiele, to prawda, skoro potrafił nawet ofiarować przysięgę w sądzie, że ani tytułem pożyczki, ani w inny sposób nie brał nigdy pieniędzy od twoich rodziców; ale cóż z tego? Znajdę świadków, a może i dokumenta, i dowiodę mu krzywoprzysięstwo, to największa sztuka, na jaką zdobyć się może Klonowski!
— Jest podobnoś jeszcze większa sztuka, na którą on się także zdobędzie — rzekłem cicho.
— Jakto? Jaka sztuka?
— Jest... fałszywa denuncyacya.
Uważałem, że dreszcz przeszedł wszystkich obecnych, gdy wymówiłem to słowo. Hermina zbliżyła się do mnie i wzięła mię za rękę; czułem, że drżała. Były to, po-