Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powieść dla odcinku jego Gazety. Ponieważ jednak pan Jan bywa zwykle bardzo natarczywym, więc nie kontentował się tak ogólnikowem przyrzeczeniem, ale musiałem mu nadto przysiądz na wszystkie świętości czernidła drukarskiego, że początek przyrzeczonej powieści przyniosę mu nazajutrz. Nie było rady — przyszedłszy do domu, zapaliłem lampę i zacząłem rozmyślać nad nieszczęśliwym losem moim, jako skazanego na powieściopisarza mal gré lui, nad nieszczęśliwym losem gazety, skazanej na to, aby umieszczała, cokolwiek kto napisze, i nad nieszczęśliwym losem kraju, skazanego na... Possingera. Gdy już byłem bliski rozpaczy, i w mękach zwątpienia kołysząc się na krześle przed biórkiem i myśląc z kolei to o nieznanej mi jeszcze mojej powieści, to o drobnym garmondzie gazety, to znowu irytując się ustanowieniem ośmiu wicegubernatorów w Galicyi przez tego nieznośnego p. Possingera — wlepiłem oczy w suñt — jak gdyby to był suñt budowany pod auspicyami dr. Dietla, i mógł lada chwila zawalić się i położyć koniec moim cierpieniom — nagle doleciały mię z ulicy dwa słowa wyrzeczone przez jakiegoś spóźnionego sztamgasta jakiegoś źle przez policyę dozorowanego szynku:
— Ej, co tam! Bywało gorzej!
Promień boskiego światła, zaświecony świętobliwą ręką najpobożniejszego i najprzystojniejszego z młodych wikarych pewnej archikatedry, nie mógłby był zbłąkanej owieczce rozjaśnić lepiej dróg, któremi kroczyć... nie popowinna, aniżeli mi te słowa rozjaśniły moją, gazety i kraju sytuacyę. Tak jest! Bywało gorzej, mnie, gazecie i krajowi! Chwyciłem za pióro i nie ja, ale pan Jan przez moje medium, jak duch przez stolik spirytysty, począł kreślić ów stan opłakany, w jakim znajdowaliśmy się wszyscy, nim nastały te czasy, kiedy hr. Gołuchowski po raz drugi został namiestnikiem. O wschodzie słońca zaniosłem manuskrypt panu Janowi, i poszedłem spać. Ale co to za sen, mój Boże! Śniło mi się, że jestem wzięty w śrubsztok, i że pan Jan na czele trzydziestu zecerów i dwóch tysięcy abonentów śrubuje mię zawzięcie, aby ze mnie wycisnąć