Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dwoje. Córka ma już lat czternaście, chłopak dziesięć.
— Radbym je zobaczyć, muszą być ładne.
— Zobaczysz tylko jedno; dziewczynę oddałem do konwiktu.
— Do konwiktu?
— A tak, niestety, do konwiktu! Ale chodź, chodź, zobaczysz!
Nie rzekłszy ani słowa więcej, jak gdyby chciał przygotować przyjacielowi jaką bardzo miłą niespodziankę, pan Władysław zaciągnął go do siebie. Pomieszkanie znajdowało się na pierwszem piętrze, we własnej kamienicy p. Smiechowskiego. Gospodarz zadzwonił raz, drugi, trzeci i dziesiąty. Po kwadransie dał się słyszeć wewnątrz krok naprzemian szłapiący i utykający, a po chwili otwarły się drzwi i ukazała się w nich głowa niewieścia, nie brzydka wprawdzie, ale w najstraszniejszem słowa znaczeniu nie uczesana. Część włosów spadała w nieładzie na czoło i na skronie, część pokręcona była w różne małe sploty, powiązane różnemi kawałkami cieniutkich wstążeczek i tasiemek, a jeszcze inna czę^ć, sprzykrzywszy sobie snać pobyt na głowie tak mało pielęgnowanej, pożegnała oddawna właścicielkę swoją i zostawiła na czaszce tu i owdzie miejsca nakształt tych, które w lesie nazywamy zrębami, albo polankami. Pan Władysław otworzył drzwi szeroko, ażeby pokazać, że nie jest sam, w skutek czego wyż opisana głowa wraz z korpusem swoim zabrała się do odwrotu, wlokąc za 8obą po ziemi dwie tasiemki od niezasznurowanych trzewików, które aż nadto wyjaśniały przyczynę, dla której krok przez drzwi słyszany utykał od czasu do czasu.
— Bądźże łaskaw wejść — mówił p. Smiechowski do Stanisława — pierwszy pokój, jest to moja sypialnia, i nie potrzebujesz się żenować... Wyszedłem z domu o dziewiątej, teraz mamy pół do pierwszej, może więc już posprzątano.
Młody nasz bohater usłuchał wezwania, ale naraz coś go uderzyło po nosie i cofnął się mimowoli. Była to szczotka