Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ambasadora do Krachenburga. Mowa ta nie sprawiła wielkiego wrażenia, może z tego powodu, iż od niepamiętnych czasów zwoływano kilka razy do roku obywateli Wilkowa upewniano ich zawsze, że chwila jest nader ważną. Na wniosek p. Kosturskiego zgodziło się atoli zgromadzenie przez aklamacyę na przewodnictwo p. Kluszczyńskiego; przyjaciele Orędowniczki widzieli w tem bowiem tryumf swojego stronnictwa, a przyjaciele Postępu mieli może nadzieję, że pełniąc obowiązki przewodniczącego p. sekretarz nie będzie mógł szkodzić im swoją wymową i powagą swojego stanowiska w mieście. Nadzieja ta srodze ich zawiodła, przewodniczący rozpoczął bowiem natychmiast rzecz oddawna przygotowaną i niezmiernie długą, której tu nie będziemy powtarzali, bo nie różniła się ona co do treści swojej w niczem od alokucyj szanownego sekretarza do p. Wołodeckiego, które już mieliśmy sposobność słyszeć w pierwszym rozdziale tej powieści. Powiemy tylko, że p. Kluszczyński zakończył swoją mowę doniesieniem, że jest wniosek, ażeby szanowne zgromadzenie przystąpiło do wyboru komitetu przedwyborczego, złożonego z 300 członków — i zapytaniem, czy kto nie życzy sobie zabrać głosu. W odpowiedzi na to podniosło się z krzeseł kilku mówców, najwyżej atoli podniosła się owa niezmiernie długa połowa nierównej pary Postępowców, na którą zwróciliśmy już podejrzenie ogólne, a ponieważ przewodniczący miał nieco krótki wzrok, więc jakoś nie dojrzał nikogo oprócz niej, i oświadczył z rezygnacyą:
— P. Słomomłocki ma głos!
Jednem poruszeniem niepospolitych swoich nóg, p. Słomomłocki znalazł się na trybunie, co znaczy, iż sięgał głową niemal do sufitu — i rzekł:
— Moi panowie! Zanim przystąpimy do wyboru ambasadora, musimy się porozumieć co do instrukcyi, jaką mu damy na drogę...
— Za pozwoleniem — ozwała się od drzwi sali figura w mundurowym fraku z niebieskim kołnierzem, w błyszczącej pikelhaubie i z mieczem u boku — wzywam p. prze-