Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W takich warunkach, skłonne do zapalnych chorób serce mojego bohatera było już z góry w największem niebezpieczeństwie, a z czasem musiało uledz bez ratunku. Nie była to miłość niespokojna, namiętna, pełna dręczących niepewności i gwałtownych porywów, która go opanowała — spadła ona niejako na jego duszę, jak jeden z owych snów miłych i spokojnych, w których widzimy kwiaty, czujemy ich woń, i lekki powiew wiatru, i słyszymy jakąś cichą, a upajającą słodko muzykę, i pod których wrażeniem chcąc nie chcąc czujemy się szczęśliwymi. Daremnie więc Wołodecki wmawiał w siebie, że nie myśli o Maryni, daremnie starał się zajmować czem innem od rana do wieczora, pracował zawzięcie w Orędowniczce, z niesłychaną pilnością zajmował się naukami małego Smiechowskiego, a w swoim pokoju, podczas wolnych godzin, czytał, uczył się rzeczy jak najmniej mających związku z miłością — najsuchsze i najżmudniejsze studya matematyczne, najprozaiczniejsze artykuły gazeciarskie, najelementarniejsze szykany, któremi męczą chłopców w gimnazyach, wszystko to przejęte i przetkane było jednym uroczym obrazem, jedną uroczą wszechobecnością — Maryni.
Raz, było to w wigilię Bożego Narodzenia, po staroświecku obdzielono się uroczyście opłatkiem i życzono sobie serdecznie wszelkiej pomyślności. Oprócz Wołodeckiego, państwo Smiechowscy mieli jeszcze jednego gościa, ażeby stosownie do przesądu, liczba siadających do stołu była parzystą. Stanisław łamał się opłatkiem z wszystkimi, tylko nie miał jakoś odwagi przystąpić do młodej gosposi, zajętej przygotowaniami do wieczerzy. Ociągał się w kąciku, a nawet, korzystając z przerwy stworzonej komplimentami, które wymieniano z gościem, wyniósł się nieznacznie z jadalnego pokoju do salonu. Jakoś nie wiedział, co powiedzieć Maryni, jakoś czuł się mniej swobodnym niż zwykle, gdyby mu przyszło odbyć z nią ceremonię tak łatwą w gruncie, jak wygłoszenie formułki: dosiego roku, lub innej podobnej.
— Prosimy do stołu! — odezwała się głośno p. Smiechowska.