Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

—  Pan masz wielki talent? — zapytał go między innemi. Na szczęście nie czekał na odpowiedź, ale dodał: — O, wiem o tem; czytuję z przyjemnością pańskie prace w Ogrodniczce... jak się to nazywa?
— W Orędowniczce Witkowskiej.
— A tak, tak! Otóż to bardzo pięknie z pańskiej strony. Kraj potrzebuje takich ludzi. Należy objaśniać, prostować opinię, nie dać pójść na bezdroża. Rząd, dbały o dobro poddanych, zakłada właśnie w tym celu organ, i polecono mu pana na głównego redaktora. Mój sekretarz spisze z panem kontrakt, który pan oczywiście przeczytasz przed podpisaniem i który możesz zmienić we wszystkiem, co się uzna jako słuszne.
Tu Jego Łaskawość sięgnął już ręką do dzwonka, ażeby przywołać sekretarza, gdy Stanisław, przyszedłszy nieco do siebie ze zdumienia, przemówił, i to nierównie więcej stanowczo, niż podczas pierwszej swojej audyencyi.
— Wasza Łaskawość jesteś w błędzie; ja nie mam najmniejszej kwalifikacyi na urzędowego redaktora. Blizko dwa lata temu, Wasza Łaskawość posądziłeś mię o doloryzm.
— Tatatata! Przecież nie potrzebuję się obawiać, byś pan propagował doloryzm w organie urzędowym. To pan przy swoim talencie zrozumiesz, że pismo urzędowe opierać się musi na zasadach konserwatywnych, na poszanowaniu władzy, jaką jest od Boga dana, i na tłumieniu wszelkiej opozycyi niewczesnej i nierozsądnej. Opozycya — i owszem; rząd potrzebuje opozycyi, ale nie takiej, jaką wy prowadzicie w waszych gazetach; opozycyi rozumnej, wytrawnej* A więc, jak powiadam, spiszesz pan kontrakt...
— Daruje Wasza Łaskawość — nie spiszę wcale kontraktu.  Jakto, nie chcesz pan kontraktu? Ależ musisz pan mieć jakieś zapewnienie... Porzucasz pan na każdy sposób dotychczasowe swoje zajęcie...
— Nie porzucam go bynajmniej.
—  Jakto? Co to? Chciałbyś pan pisać i tu i tam?
— Tam, jedynie.