Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sekretarz zostawił Chaocyi i Beocyi rozprawienie się z półtoramilionowym zastępem Laputańczyków nad Plejtą — ale to byłoby mogło sprzeciwić się zapatrywaniom pana sekretarza i najbezpieczniej przeto było, nie odzywać się wcale. Trudno było natomiast nieodpowiedzieć pannie Natalii, a jeszcze trudniej zdecydować się na razie, co zrobić.
Wtem, na szczęście naszego, bezimiennego dotychczas młodego człowieka, dały się słyszeć kroki i głosy na ganku, i jednocześnie prawie wpadły do pokoju dwa indywidua bardzo ożywione i zaperzone. Obydwa były średniego wzrostu i nie wielkiej tuszy, obydwa posiadały poważnie oszklone oczy, i obydwa miały twarze zakończone u dołu bródkami takiemi, jakie znamy z portretów kardynała Richelieu — a więc bródkami pełnemi przebiegłości dyplomatycznej i ogromnej mądrości stanu. Obydwa indywidua nadto miały w ręku numer dziennika, pachnący świeżem czernidłem drukarskiem — to jest, pachnący albo niepachnący, bo to rzecz gustu.
— Czytałeś, sekretarzu? — zawołało pierwsze indywiduum.
— I wiesz, dziś wieczór odbywają naradę u Oberszpitalnika, a jutro ogłaszają zgromadzenie wyborców! — dodało indywiduum Nr. 2.
Sekretarz wziął dziennik z rąk jednego z przybyłych, odszedł do okna, i trzymając o długość ramienia od oczu, zaczął czytać z miną człowieka świadomego tej okoliczności, że jeżeli on nie sprosta sytuacyi, to już chyba nikt jej nie da rady:
— „Jutro na korzyść funduszu rzemieślników, odbędzie się w parku miejskim...“
— Nie to, nie to — zawołała bródka dyplomatyczna Nr. 1. — Tu, niżej: „Dowiadujemy się, że grono bardzo poważnych obywateli naszego miasta zamierza stawiać kandydaturę znakomitego weterana-obrońcy zasad demokratycznych dra Ciemięgi. Nie ma wątpliwości, że wobec tej kandydatury o żadnej innej mowy być nie może“.
— I cóż ty na to, sekretarzu?